W tym roku poziom zużycia gazu ziemnego w Polsce jest na poziomie zbliżonym do analogicznego okresu roku poprzedniego – informuje Orlen. Latem zanotowano jednak wzrost. „Krajowa konsumpcja gazu wysokometanowego sieciowego przez odbiorców końcowych w III kwartale (lipcu i sierpniu) odnotowała wzrost o 14 proc. Zauważalny trend wzrostowy wynika z ustabilizowania się cen gazu w ostatnich miesiącach na poziomie oscylującym wokół 30–40 euro/MWh, tj. najniższym od początku II połowy 2021 r. (przed pojawieniem się kryzysu na rynkach energetycznych i wybuchem wojny na Ukrainie)” – podaje zespół prasowy Orlenu. W jego ocenie dalszy wzrost konsumpcji gazu będzie zależał m.in. od jego notowań na europejskim rynku. W poniedziałek te jednak istotnie szły w górę. Na giełdzie TTF kurs kontraktów z dostawą na listopad rósł nawet o kilkanaście procent, do ponad 43 euro.

Nie zmienia to faktu, że polskie magazyny gazu wypełnione są niemal w 100 proc. Podobny poziom zatłoczenia występuje w całej UE. W tym kontekście trzeba jednak zauważyć, że nasz kraj posiada w stosunku do zużycia niewielkie pojemności magazynowe. O ile w całej Unii maksymalne możliwości tworzenia zapasów są na poziomie 29,2 proc. rocznego popytu, o tyle u nas to zaledwie 16 proc. Słowacy, którzy błękitnego paliwa zużywają około 1/4 z tego co my, są w stanie tworzyć niemal identyczne zapasy, bo na poziomie 36 TWh. W Czechach roczne zużycie jest o ponad połowę mniejsze niż nad Wisłą, a pojemności magazynowe są o około 17 proc. większe.

Istotnych obaw, że zabraknie nam surowca, jednak nie ma. Polska poza magazynami ma wydobycie własne wynoszące niespełna 4 mld m sześc. rocznie. Do tego dochodzą duże możliwości importu poprzez terminal LNG w Świnoujściu (6,2 mld m sześc. rocznie) i rurociąg Baltic Pipe (10 mld m sześc.). Mamy również połączenia gazociągowe z Niemcami, Czechami, Słowacją i Litwą. W ocenie ekspertów tylko splot wyjątkowo niekorzystnych zjawisk mógłby doprowadzić do perturbacji w dostawach do finalnych odbiorców.