Premier Mateusz Morawiecki, a następnie rzecznik rządu Piotr Müller zapowiedzieli, że rząd zamierza wycofać się z rozwiązań tarczy antyinflacyjnej m.in. w odniesieniu do czasowo zawieszonych podatków od paliw płynnych. To konsekwencja obwiązujących w Unii Europejskiej regulacji, które m.in. wykluczają stosowanie obniżonej stawki VAT na tego typu produkty. Dla kierowców może to oznaczać jeszcze większą drożyznę niż ma miejsce obecnie.

- Powrót do stawek podatkowych sprzed wprowadzenia tarczy antyinflacyjnej może spowodować istotny wzrost cen paliw płynnych na stacjach. Gdyby to nastąpiło dziś, kierowcy musieliby zapewne liczyć się z opłatami za diesla na poziomie ponad 9 zł za litr, a za benzynę Pb95 nieco poniżej 8 zł - mówi Jakub Bogucki, analityk rynku paliw e-petrol.pl. Na razie jednak ceny są w mirę stabilne i w najbliższych dniach prognozuje je dla obu paliw odpowiednio poniżej 8 zł i 6,5-6,6 zł.

- W mojej ocenie ryzyko powrotu do standardowych stawek podatkowych począwszy od stycznia jest duże. Z jednej strony wymusza to Unia Europejska, ale z drugiej jest też na rękę rządzącym, gdyż zagwarantuje to wyższe wpływy do budżetu - twierdzi Bogucki. Nie wyklucza, że jakieś nowe rozwiązania w zakresie zmniejszenia obciążeń dla kierowców się jednak pojawią ale dziś nie za bardzo wiadomo, co to mogłoby być.

Mało prawdopodobne jest zwłaszcza, aby wzorem Węgier, wprowadzono u nas maksymalne ceny paliw. - W mojej ocenie w polskich warunkach byłoby to mocno utrudnione, gdyż należałby rozstrzygnąć wiele różnych, potencjalnie spornych kwestii z tym związanych. Chodzi m.in. o to jakie podmioty (producenci paliw, hurtownicy, czy stacje) byłyby zobowiązane stosować się do cen maksymalnych oraz kto mógłby tankować tańsze paliwo i w jakich ilościach - uważa Bogucki.