W podobnym tonie wypowiedział się Krzysztof Kilian, prezes Polskiej Grupy Energetycznej. – Te dwa programy (łupkowy i jądrowy – red.) nie mogą się zakończyć sukcesem. Jeden wyklucza drugi – stwierdził. To właśnie kierowana przez niego PGE odpowiada za przygotowania do budowy pierwszej polskiej elektrowni jądrowej. Jest też uczestnikiem konsorcjum polskich firm, które przygotowują się do zbadania złóż i uruchomienia wydobycia gazu łupkowego w Polsce.

Dotychczas zarówno rząd, jak i państwowe spółki deklarowały, że oba projekty będą prowadzone równolegle. Dlatego zaskoczeniem dla obserwatorów branży energetycznej był niedawno fakt, że w expose premier Donald Tusk położył nacisk na uruchomienie eksploatacji gazu łupkowego, a pominął kwestię budowy elektrowni jądrowej.

Zaskakującą zmianę stanowisk może tłumaczyć inna wczorajsza wypowiedź ministra Budzanowskiego. – Rozpoczynane dziś inwestycje w energetyce w 2020 r. doprowadzą do sytuacji, w której Polska może mieć nadmiar własnej energii – powiedział minister skarbu cytowany przez PAP.

Analitycy przypominają, że budowa elektrowni jądrowej to inwestycja rzędu 50 mld zł. A wydobycie gazu z łupków, jeśli trzymać się danych z expose premiera, może się wiązać z podobnymi nakładami. To wszystko naraz, nawet przy zawiązywaniu przez PGE, Tauron, Eneę, KGHM i PGNiG strategicznych sojuszy, mogłoby okazać się wydatkiem przekraczającym możliwości krajowych czempionów. Zbyt duże wydatki ciążyłyby też na ratingach i kursach akcji notowanej na giełdzie energetyki.