Jednak już we wtorkowej wypowiedzi dla Reutersa komisarz ds. energii UE Miguel Arias Canete sugerował, że Bruksela chce powiązać wsparcie tzw. rynku mocy z poziomem emisji CO2 poniżej 550 g na kWh. To oznacza, że pomocy nie dostałyby bloki węglowe, m.in. planowany przez Energę w Ostrołęce. Co prawda jego emisyjność będzie niższa niż ta w starych „węglówkach", ale wyniesie ok. 660 g/kWh.

Na razie spółka nie bierze pod uwagę braku wsparcia z rynku mocy. – Zgodnie z planem prac legislacyjnych kompleksowe regulacje dotyczące tzw. rynków mocy mają powstać dopiero w 2018 r. i do tego czasu raczej Komisja nie będzie mieć narzędzia prawnego do wprowadzenia wskazanego wymogu – podkreśla Urszula Drukort-Matiaszuk, rzeczniczka Energi. – Prace nad polską ustawą dotyczącą rynku mocy są w toku – dodaje.

Jednak mimo że na razie mówi się tylko o zaostrzonych normach dla nowych mocy, to sektor jest zaniepokojony. – Należy stanowczo sprzeciwić się takim rozwiązaniom, jeśli zostaną ostatecznie przedstawione przez KE. Ingerują one w zasadę neutralności technologicznej, leżącą u podstaw polityki energetycznej UE – otwarcie dążąc do eliminacji energetyki opartej na węglu – komentuje Jacek Krzemiński, rzecznik Polskiego Komitetu Energii Elektrycznej, który zrzesza największe firmy sektora w kraju. Jego zdaniem w polskich warunkach wprowadzenie takich rozwiązań prowadziłoby do wcześniejszych odstawień bloków i wzrostu uzależnienia od importu energii.

W ocenie prof. Konrada Świrskiego z Politechniki Warszawskiej przy tego typu zapisach żaden nowy proces inwestycyjny związany z budową bloku węglowego nie zostanie już uruchomiony. – Dziś można się spodziewać takiego rozwiązania, bo widać wzmożoną ofensywę „zielonych" lobbystów w Brukseli. Jeśli faktycznie mowa będzie tylko o ograniczeniu dla nowych mocy, to istniałaby furtka dla Opola, Jaworzna i Kozienic, których budowa już jest w toku – twierdzi Świrski.