– Spółka wytypowała do inwestycji 50 stacji na autostradach i drogach szybkiego ruchu (sieć dróg TEN-T – Transeuropejskiej sieci transportowej) – powiedział „Parkietowi" Krzysztof Kopeć z biura prasowego Lotosu.
Nie ujawnia jednak harmonogramu realizacji inwestycji ani nakładów potrzebnych na ich realizację. Z informacji, do których dotarliśmy, wynika, że na jeden taki punkt ładowania gdańska spółka może wydać do 200 tys. zł. A to oznaczałoby nakłady rzędu 10 mln zł.
Jak wylicza Wojciech Mazurkiewicz, prezes OtoGroup zajmującej się realizacją takich zamówień, za 200 tys. zł można na stacji postawić jeden słupek o pojemności 50 kWh z różnymi rodzajami wtyczek do ładowania i pokryć koszty przyłączenia do sieci. – Skala jest jednak zbyt mała. Na jednej stacji powinny być przynajmniej trzy–cztery słupki – ocenia Mazurkiewicz. Większą zasadność widzi też w ich sytuowaniu w aglomeracjach, głównie w Warszawie. W stolicy – ze względu na rosnącą liczbę e-aut i hybryd – taki punkt od razu mógłby wystartować komercyjnie.
Sam Lotos nie ujawnia na razie modelu biznesowego. Przedstawiciele koncernu pytani o to, czy będą pobierać opłaty za czas ładowania czy za pobrane kWh, zaznaczają, że dziś rozważane są różne scenariusze. W przyszłości nie wykluczają rozszerzenia działalności o wypożyczanie samochodów.
Lotos do tej pory realizował pilotaż we współpracy z Energą. W jego ramach postawiono ładowarki na stacjach gdańskiego koncernu w Gdyni i Gdańsku.