Odwołanie trzech członków zarządu PKN Orlen, z sześciu dotychczas urzędujących, w tym prezesa Wojciecha Jasińskiego i wiceprezesa Mirosława Kochalskiego, to prawdziwe trzęsienie ziemi w płockim koncernie. Jego wstępem było piątkowe walne zgromadzenie spółki, podczas którego udziałowcy odwołali z funkcji szefowej rady nadzorczej Annę Sarotę i powołali na jej miejsce Izabelę Felczak-Poturnicką. Ponadto odwołano dwóch innych członków rady i powołano trzech nowych.
Szczególnie dużym zaskoczeniem wydaje się odwołanie Jasińskiego, zwłaszcza jeśli przenalizuje się jego dotychczasową, polityczną karierę i silne umocowanie we władzach PiS. Od 1992 r. do 1997 r. zajmował stanowiska dyrektorskie w NIK (w latach 1992-1995 prezesem tej instytucji był Lech Kaczyński). Od września 2000 r. do lipca 2001 r. Jasiński pełnił funkcję wiceministra w resorcie sprawiedliwości. Z kolei od lutego 2006 r. do listopada 2007 r. piastował stanowisko ministra skarbu w rządach Kazimierza Marcinkiewicza i Jarosława Kaczyńskiego. Przez wiele lat był posłem PiS. Na stanowisku prezesa PKN Orlen zastąpił Jacka Krawca, który tę funkcję pełnił od września 2008 r. do grudnia 2015 r.
Za szefostwa Jasińskiego płocki koncern, w przeciwieństwie do innych firm kontrolowanych przez Skarb Państwa, nie był włączany w duże polityczne projekty. Chodzi chociażby o uczestnictwo w inicjatywach związanych z ratowaniem polskiego górnictwa węgla kamiennego, czy nabywanie aktywów energetycznych lub innych nie związanych z podstawową działalnością państwowych firm.
Jasińskiemu przypisywane jest też rozwiązanie problemów jakie nabrzmiały wokół litewskiej rafinerii w Możejkach. Podpisanie porozumienia z tamtejszymi kolejami rozwiązało wieloletni spór dotyczący m.in. opłat pobieranych za przewozy paliw. Część, bardziej krytycznych analityków twierdziła, że Jasiński nic nadzwyczajnego nie zrobił, ale co może ważniejsze, też nic istotnego nie zepsuł. Tak przynajmniej do poniedziałku mogło się wydawać.
Z naszych informacji wynika, że Jasiński mógł podpaść obecnym decydentom, w tym zwłaszcza politykom własnej partii, zbytnią niezależnością, której apogeum stanowiło ogłoszenie wezwania na akcje czeskiego Unipetrolu. Pod koniec ubiegłego roku PKN Orlen ogłosił, że oferuje po 380 koron za każdy walor tej firmy. Obecnie płocki koncern posiada w tym podmiocie prawie 63 proc. papierów. Zamierza jednak osiągnąć co najmniej 90-proc. udziału w kapitale. Aby zrealizować ten cel musi wydać 3,05 mld zł. Z kolei aby osiągnąć pułap 100 proc. będzie musiał zapłacić akcjonariuszom 4,2 mld zł. Zapisy już się skończyły ale ich wyników jeszcze nie ma.