W poniedziałek kurs KGHM rósł o nawet 6,5 proc., do 108,6 zł, poziomu najwyższego od kwietnia ub.r. Notowania mkną w górę w ślad za kursami miedzi, które zyskują na fali obaw o spadek podaży metalu. Już od pewnego czasu słychać doniesienia o wzroście zakażeń w Ameryce Południowej, w tym Chile (to największy producent surowca). Teraz obawy podsycane są możliwymi strajkami w kopalniach. Jak trwałym paliwem może być strach?
Obawy już w cenie?
– Sądzę, że z fundamentalnego punktu widzenia notowania miedzi nie mają podstaw do podtrzymania trendu wzrostowego – ocenia Dorota Sierakowska, analityk surowcowy DM BOŚ. – Na razie, mimo dużej liczby zachorowań wśród górników, globalna produkcja surowca nie ucierpiała znacząco – wiele firm utrzymywało produkcję. Tymczasem popyt na miedź wyhamował ze względu na wcześniejsze restrykcje związane z koronawirusem, w tym przestój niektórych sektorów gospodarki – wskazuje.
Jej zdaniem wiele czynników ryzyka zostało już uwzględnionych w cenach miedzi. Inwestorzy już od dłuższego czasu dyskontują bowiem możliwość ograniczenia produkcji w południowoamerykańskich kopalniach, a w ostatnich dniach w dużej mierze wycenili oni także możliwość wystąpienia strajku w Chile.
– Nie bez znaczenia jest fakt, że strajki w kopalniach miedzi nie są i nigdy nie były rzadkie – pojawiają się one niemal każdego roku i na ogół nie wpływają istotnie na produkcję, o ile nie przeciągają się w czasie na co najmniej kilka tygodni. To sprawia, że w coraz mniejszym stopniu strajki wpływają na wzrost notowań miedzi – przekonuje Sierakowska.
Michał Stajniak, analityk rynku surowców w XTB, zaznacza, że ostatnim razem czteromiesięczne nieprzerwane zwyżki notowań miedzi były obserwowane w trakcie ożywienia po poprzednim kryzysie finansowym.