Jednak to wszystko w rzeczywistości mogło przyczynić się do obniżenia rentowności obligacji, tańszej obsługi długu czy tańszego kredytu. Finalnie wypchnęło również oszczędności z lokat i depozytów, które trafiły na rynki finansowe czy rynek nieruchomości. Tam faktycznie obserwowana może być inflacja, inflacja cen aktywów, która jest wspierana przez działania banków centralnych, jednak ta odczuwalna przez konsumentów inflacja na co dzień może dopiero nadejść.

Mowa o cyklu koniunkturalnym, w którym się znajdujemy, wzmocnionym przez epidemię. Koronawirus zmusił rządy wielu krajów do prowadzenia polityki antycyklicznej na skalę, jaka wcześniej nie była zastosowana. To z kolei powoduje uruchomienie wielu projektów infrastrukturalnych, do których potrzebne są surowce. To w konsekwencji, wraz z próbą przyspieszenia rozwoju gospodarczego w Chinach, może powodować, że na szerokim rynku dopiero rozpoczyna się hossa surowcowa i cykl surowcowy.

Jeśli tak jest w istocie, to może czekać nas inflacja kosztów. Dotyczy to surowców przemysłowych, ropy naftowej oraz surowców rolnych, którym nie sprzyjają czynniki pogodowe, windując ceny kontraktów terminowych. To właśnie tu można upatrywać pojawienia się inflacji w cyklu koniunkturalnym, a zabezpieczeniem przed nią może być ekspozycja na rynek surowców, który tę inflację może wywołać.