Zwyżki na głównych parkietach, korekta na emerging markets, kontratak dolara i wahania na rynkach obligacji to wstępne efekty nowych impulsów, z jakimi zmierzyć się muszą inwestorzy w najbliższym czasie.
Dax czeka na koalicję, Wall Street przelicza podatki
Do silnego bodźca z strony Fedu w ostatnich dniach doszły kolejne istotne impulsy, które mogą mieć niebagatelny wpływ na sytuację na rynkach. Choć wynik wyborów w Niemczech nie stanowił wielkiego zaskoczenia, to jednak kwestia utworzenia koalicji oraz przyszłej polityki europejskiej trochę się skomplikowała. Nie na tyle jednak, by zniechęcić inwestorów do niemieckich akcji. W minionym tygodniu indeks giełdy we Frankfurcie wyraźnie poszedł w górę, powracając do tendencji wzrostowej po wcześniejszej chwili wahania. Można się domyślać, że swoją rolę odegrało w tym osłabienie wspólnej waluty. Wymazywanie efektów czerwcowo-lipcowej korekty zaszło tym samym na tyle daleko, że Dax coraz odważniej zbliża się do historycznego rekordu.
Z rekordami problemu nie ma też na Wall Street, przynajmniej jeśli chodzi o S&P500 oraz Russell 2000. W przypadku pozostałych indeksów są one na wyciągnięcie ręki. Dla amerykańskich graczy silniejszy dolar nie stanowi problemu, nie przejmują się też zaostrzaniem polityki pieniężnej przez Fed, wciąż licząc, że wzrost ceny pieniądza nie wpłynie negatywnie na kondycję spółek. Jeśli w tej ostatniej kwestii pojawiają się czasem jakieś obawy, to są one równoważone przez widoczne przyspieszenie w gospodarce Stanów Zjednoczonych, czego dowodem jest choćby ostatni odczyt PKB za drugi kwartał. Tak dynamiczny jego wzrost widziany był poprzednio w pierwszym kwartale 2015 r. Nawet jeśli są wątpliwości, czy dobrą passę uda się utrzymać w kolejnych kwartałach, nie ma potrzeby martwić się tym już teraz. W najbliższym czasie wyobraźnię rozpalać będzie los zaprezentowanej wreszcie reformy podatkowej. Pierwsze reakcje Wall Street nie były nadmiernie entuzjastyczne, ale być może wynika to nie tyle z rozczarowania konkretami, ile ze świadomości, że droga od politycznych wieców i haseł do głosowań w Kongresie jest jeszcze daleka i nie wiadomo, czy zakończy się w tym roku i czy nie będzie obfitowała w napięcia, które towarzyszyły poprzednim inicjatywom Donalda Trumpa.
Uwaga na emerging markets
Po ośmiu miesiącach nieprzerwanej zwyżki wrzesień przynosi korektę na rynkach wschodzących. MSCI Emerging Markets traci prawie 1,2 proc., po dotarciu w okolice poziomu z maja 2008 r. Miejsca na spadkową korektę jest jeszcze sporo, a powodów do jej rozwinięcia też nie brakuje. Oprócz naturalnej gotowości do realizacji zysków głównym z nich jest konsekwencja amerykańskiej Rezerwy Federalnej w zaostrzaniu polityki pieniężnej oraz umacniający się dolar. Waluty i giełdy rynków wschodzących do tej pory były odporne na te czynniki, ale wszystko ma swoje granice. Mimo różnych przeciwności od stycznia 2016 r. MSCI Emerging Markets poszedł w górę o 66 proc., zaliczając jedynie dwie poważniejsze korekty (spadek o 8 i 10 proc.), obie w ubiegłym roku. Ze schłodzeniem nastrojów należy się więc liczyć, choć na horyzoncie nie widać większych zagrożeń dla głównej tendencji. Pewne obawy mogą dotyczyć Chin, gdzie w październiku odbędzie się kongres KPCH, po którym można się spodziewać istotnych decyzji dotyczących gospodarki, a więc także wzrostu nerwowości na rynkach. Wyrazem obaw, głównie związanych z rosnącym zadłużeniem, jest niedawna decyzja Standard & Poor's o obniżeniu ratingu Chin.
Złoto przegrywa z dolarem
Nie powiodły się próby powstrzymania spadkowej korekty na rynku złota. Jeszcze w poniedziałek wydawało się, że poziom 1300 dolarów za uncję ma szansę się obronić. Notowaniom kruszcu sprzyjał wzrost niepewności po ogłoszeniu wyników wyborów w Niemczech, kolejne wymiany pogróżek między Donaldem Trumpem a przywódcą Korei Północnej oraz zaostrzająca się sytuacja na Bliskim Wschodzie po referendum w sprawie niepodległości Kurdystanu. Jednak już dzień później wszystkie te czynniki straciły na znaczeniu, wobec coraz bardziej nasilającej się tendencji wzrostu wartości amerykańskiej waluty. To od jej przebiegu będzie zależał rozwój sytuacji na rynku złota. Wciąż jeszcze jest szansa na wyhamowanie spadku cen kruszcu, co widać było w czwartek. Popyt uaktywnił się w okolicach 1280 dolarów za uncję, czyli poziomu, który można od biedy uznać za wsparcie, ale było to możliwe dzięki lekkiemu osłabieniu się dolara. Jeśli dolar pozwoli, byki mogą się pokusić o podciągnięcie notowań w okolice 1300 dolarów, jednak szanse na ponowne jego trwałe przekroczenie są raczej niewielkie. Trochę podobna sytuacja miała miejsce w przypadku miedzi. Notowaniom metalu pomogła bliskość technicznego wsparcia kontraktów w okolicach 290 centów za funt oraz czwartkowe osłabienie się dolara. Te dwa czynniki umożliwiły zwyżkę o prawie 2 proc., mogącą stać się początkiem przynajmniej odreagowania po ponad 7-proc. spadku od szczytu z pierwszych dni września.