Wiesław Rozłucki: KPO jak pocisk inwestycyjny

Jeżeli podejście polityki gospodarczej państwa do giełdy rzeczywiście się zmieni, to nadejdą dobre czasy dla giełdy – przewiduje Wiesław Rozłucki, współtwórca i były, wieloletni prezes Giełdy Papierów Wartościowych w Warszawie, gość programu Andrzeja Steca.

Publikacja: 23.10.2023 13:11

Wiesław Rozłucki, współtwórca i były, wieloletni prezes Giełdy Papierów Wartościowych w Warszawie

Wiesław Rozłucki, współtwórca i były, wieloletni prezes Giełdy Papierów Wartościowych w Warszawie

Foto: parkiet.tv

Jak dzisiaj ocenia pan kondycję polskiego rynku kapitałowego?

Niedobrze. Inwestorzy nie zarabiają, a spółki notowane na parkiecie nie mogą podnosić kapitału, bo wyceny są niskie. Wiele spółek zastanawia się nad wyjściem z warszawskiej giełdy. Co roku kilkanaście spółek to robi. Z punktu widzenia makro nie można być być zadowolonym. Warszawska giełda jest prawie za wszystkimi giełdami europejskimi, jeśli chodzi o stopę zwrotu indeksów przez ostatnie 5-15 lat. To bardzo poważny stan zagrożenia dla rynku. I wcale nie chodzi o to, że jakieś instytucje działają źle.

To dlaczego jest tak źle?

Trzeba sięgnąć do ładu korporacyjnego, który przez ostatnie kilkanaście lat się pogarszał. Przypominam sobie dokument „Dobre praktyki spółek publicznych 2002”. Tam napisano, że zadaniem władz spółki jest budowanie wartości i działanie w interesie spółki. Chodzi o pomnażanie majątku powierzonego przez wszystkich akcjonariuszy. Ta zasada nie jest przestrzegana. W pierwszym rzędzie są spółki z udziałem Skarbu Państwa, które kierują się innymi zasadami. Często przypominają agendy rządowe, nawet partyjne, które działają w innych celach. Te spółki dominują w obrocie i indeksie WIG20, ale są też inne spółki, całkowicie prywatne. Dlaczego one nie performują tak, żeby zadowolić akcjonariuszy? Wiele władz tych spółek patrzy na te z udziałem Skarbu Państwa i myślą sobie, że jeżeli one odbiegają od zasad ładu korporacyjnego, to po co sami mają szczegółowo wszystkiego przestrzegać. Przecież to są koszty, a nie wiadomo czy rynek w ogóle to doceni. To diagnoza na wysokim poziomie polityki państwa, sposobu patrzenia przez władzę na rynek kapitałowy.

Co Polska traci przez tę długą słabość polskiego rynku kapitałowego?

U nas wiele spółek jest notowanych ze sporym dyskontem w stosunku do odpowiedników w Europie Zachodniej. Te dyskonta są rzędu kilkudziesięciu procent. Poprawa atmosfery wokół giełdy pozwoli zmniejszyć dyskonto, podwyższyć wyceny, a nawet raportowane zyski. Jeżeli wyceny będą lepsze i nastąpi wzrost indeksów, to spółki chętniej będą wchodzić na giełdę. Te już obecne na rynku publicznym mogą zaś podwyższać kapitał przez kolejne, wtórne oferty publiczne. Wtedy spółki giełdowe otrzymują dodatkowy kapitał, żeby się rozwijać, co jest korzystne dla całej gospodarki. Wyższe wyceny rynkowe sprzyjają inwestycjom, te zaś są głównym napędem rozwoju gospodarki w dłuższym czasie, a nie konsumpcja i rozdawnictwo, które dają efekty tylko na krótką metę.

Czytaj więcej

Wiesław Rozłucki: Znika dyskonto za ryzyko polityczne

Według wielu ludzi rynku kapitałowego dzisiaj spółkom nie opłaca się wchodzić na warszawski parkiet ze względu na restrykcyjne wymogi, mnogość przepisów i potencjalne kary od regulatora.

Zgadzam się. Wysokie wymogi zawsze były przeszkodą wejścia na giełdę. Ale jeżeli mamy duże korzyści z możliwości łatwego podnoszenia kapitału po dobrych wycenach, to jest coś za coś. Dzisiaj ta sytuacja się zmieniła. Wymogi są coraz ostrzejsze. Większość naszych spółek w skali Europy to praktycznie mikroprzedsiębiorstwa, a wiele europejskich regulacji jest szytych na miarę dużych spółek (takich mamy może 30). Dla naszych władz zadaniem jest wpływać na te regulacje, żeby przynajmniej w części uwzględniały interes mniejszych spółek. Doświadczenie Stowarzyszenia Emitentów Giełdowych jest pozytywne. W Brukseli na forum europejskim można wywalczyć wiele rzeczy, które będą mniej restrykcyjne dla małych spółek. Obecne wymogi są bardzo wysokie, ale na początku giełdy też mówiono, że zawiesiliśmy w tym temacie wysoko poprzeczkę. Potem okazało się, że wiele spółek, które widzi korzyści potrafiło sprostać o tym wymogom. Końcem lat 90-tych każdego roku wchodziło na parkiet kilkadziesiąt spółek rocznie, jednego roku nawet ponad sto. Takie rzeczy są możliwe. Trzeba porównać korzyści i koszty. Koszty na razie są wysokie, a korzyści niewiele. Wierzę, że to się zmieni, bo giełda jest potrzebna każdej gospodarce.

Jest pan zwolennikiem nowych pomysłów podatkowych jak ulga w CIT dla spółek publicznych i zniesienie podatku Belki do określonego limitu przy dłuższych inwestycjach?

Tak. Podatki płaci się od zysków i wiele spółek w Polsce stara się, aby te były niższe. Spółkom giełdowym jest trudniej, bo są przedmiotem analiz tysięcy uczestników rynku. Jeżeli zyski są bardzo przejrzyste i nie są pomniejszane, to sprawiedliwe byłoby, aby podatek był nieco niższy. Dyskusja o obniżeniu podatków trwa bardzo długo. Fiskus zawsze się opierał tym obniżkom. Odpowiednia atmosfera polityczna wokół giełdy może tę sytuację zmienić. Dotyczy to też podatków od inwestorów.

W ostatnich latach inwestycje w nieruchomości były niezwykle popularne, a tam reżim podatkowy jest bardzo korzystny. Ktoś kto trzyma nieruchomość pięć lat, sprzedaje ją bez żadnego podatku. A na giełdzie płaci się podatek nawet po 20 latach.

Przez wiele lat dobrze pan sobie radził w świecie politycznym, opierał się zmianom władz państwowych. Teraz słychać głosy, że giełda potrzebuje wsparcia polityków. Lepiej, żeby politycy trzymali się daleko od giełdy czy powinni postawić bardziej na rynek kapitałowy w Polsce?

W ostatnich latach dominował interes klientów. Popatrzmy na banki i kredyty frankowe. Wahadło przechyliło się całkowicie w jedną stronę. Jeżeli nastąpi spojrzenie na interes przedsiębiorców, to nie musi być konkretne wsparcie. Ja starałem się trzymać polityków od giełdy na odległość. Zawsze tłumaczyłem, że giełda powstała jako profesjonalna instytucja i jakiekolwiek interwencje polityczne będą skutkować obniżeniem indeksów i popularności giełdy. Tego typu przesłanie trafiało do polityków wszystkich opcji. Giełda była pokazywana jako udany symbol transformacji gospodarczej. Wszystkie rządy chętnie do budynku giełdy zapraszały znamienitych gości, żeby pokazać symbol sukcesu gospodarczego i udanej transformacji gospodarczej. Można „wychować” polityków, aby nie wtrącali się do bieżącego funkcjonowania giełdy, ale żeby byli zadowoleni z jej rozwoju, powiększania kapitału przez spółki i zysków inwestorów. Tego typu postawa jest właściwa.

Kończy się trudny gospodarczo 2023 rok. Czego spodziewa się pan w kolejnym roku? Czeka nas solidne odbicie?

Jestem optymistą. Jak się patrzy na historię giełd, to zdarzają się wzloty i upadki. Zawsze w trudnych czasach pojawiają się opinie, że to już koniec giełdy i rynku kapitałowego. Jak większość traci nadzieję, to nagle następuje odbicie i giełda znowu staje się popularna. Tak było kilka razy w historii polskiej giełdy. Po nocy następuje dzień.

Jeżeli podejście polityki gospodarczej państwa do giełdy się zmieni, to nadejdą dobre czasy dla giełdy. Jednak nie tylko to decyduje o zmianach indeksów. Jest też geopolityka. Wojny w Ukrainie i na Bliskim Wschodzie mogą potencjalnie wpływać na nas, ale mogą też być białe łabędzie, które rozjaśnią ten nasz horyzont. Skupiam się na czynnikach wewnętrznych, czyli polityce państwa. Nie mówiąc już o poprawie relacji z Unią Europejską. Pieniądze z KPO w sposób automatyczny przeniosą się na pozytywny wizerunek naszej giełdy i spółek, które od lat czekają na ten pocisk inwestycyjny.

Not. G. Balawender

Parkiet TV
Koniec wzrostów podaży i cen mieszkań, „Kredyt na start” nie zdestabilizuje rynku
Parkiet TV
Czy blask banków na GPW zacznie gasnąć?
Parkiet TV
Czy już czas na głębszą korektę na światowych rynkach?
Parkiet TV
Czy plany skokowego wzrostu sprzedaży mieszkań przez Murapol w 2024 r. są w mocy?
Parkiet TV
Złoto z historycznym rekordem. Pokonało już granicę 2376 dol. za uncję
Parkiet TV
Co Polska zyskała na członkostwie w UE?