Oferta mieszkań na rynku wtórnym rośnie. Część sprzedających nie czeka już na program dopłat do kredytów „Na start”, który rozbudzał nadzieje na wzrost cen.
Dziś, jak mówi Marcin Drogomirecki, ekspert rynku, ofert sprzedaży mieszkań szybko przybywa, czas poszukiwania klientów się wydłuża, a ceny transakcji rzadko kiedy dorównują ofertom. – Rabaty są na porządku dziennym – zauważa analityk.
Agnieszka Michalska z gdańskiego oddziału Power Invest przyznaje, że niepewność co do losów programu „Na start” wywołała falę nowych ogłoszeń sprzedaży mieszkań. – Sprzedający mieszkania zdali sobie sprawę, że podaż nieruchomości jest zbyt wysoka w stosunku do popytu, dlatego stali się skłonniejsi do negocjacji cen, aby jak najszybciej sprzedać nieruchomość – potwierdza.
Lokal musi odstać swoje
Pytany o rekordowe obniżki Krzysztof Kabaj, ekspert Polskiej Federacji Rynku Nieruchomości (PFRN), mówi o sprzedaży 28-metrowego mieszkania w okolicy krakowskiego Kazimierza. – Lokal wstawiono do oferty z ceną 800 tys. zł – podaje. Po pewnym czasie właściciel zdecydował o obniżce do 650 tys. Ostatecznie sprzedał mieszkanie za 450 tys. zł. – To cena niższa niemal o połowę! – podkreśla Krzysztof Kabaj. – Powód? Właścicielowi bardzo się spieszyło, bo potrzebował gotówki. Poza tym stan prawny lokalu pozostawiał wiele do życzenia – dodaje.
Tak ogromne rabaty to jednak rzadkość. Łukasz Wydrowski, prezes Estatic Nieruchomości, opisuje niedawną transakcję sprzedaży 65-metrowego mieszkania na gdańskim Jasieniu. – Właściciel, który początkowo oczekiwał 850 tys. zł, sprzedał lokal za 730 tys. zł – mówi. – Ale kilka miesięcy wcześniej, mimo nacisku pośrednika, odrzucił ofertę wyższą o kilkadziesiąt tysięcy, wierząc, że to jego wycena jest słuszna. To doskonały przykład, jak duże straty może spowodować brak odpowiedniej wiedzy i poleganie na ułomnych źródłach danych.