Nie znajdzie się lekkoatletki lub lekkoatlety na liście 50 najbogatszych sportowców świata w rankingu magazynu „Forbes”. Usain Bolt w szczycie kariery zarobkowej, czyli ponad pięć lat temu, zdołał wspiąć się raz na 45. miejsce z kwotą 31 mln dolarów rocznego przychodu. Dziś to by nie wystarczyło na pierwszą pięćdziesiątkę, którą zamyka Trent Jordan Watt, zawodnik futbolu amerykańskiego grający w NFL dla Pittsburgh Steelers. Zarobił w rok, do maja 2022 roku, 37,6 mln dolarów. Listę otwiera, żadne zaskoczenie, piłkarz Lionel Messi – 130 mln USD, na samej grze zarobił 55 mln. Reszta to przychody wynikające z inwestycji i wciąż działającej na sponsorów sławy.
Lekkoatleci, nawet ci najwięksi i najbardziej rozpoznawalni, takich pieniędzy nigdy nie widzieli i raczej nie zobaczą. Najgorętsza gwiazda ostatnich miesięcy, 23-letni Szwed z Luizjany Armand „Mondo” Duplantis, którego rekordowe skoki o tyczce na wysokościach powyżej 6,20 m magnetyzują stadiony, jest dziś wyceniany wedle marketingowej wartości rynkowej na 4 mln dolarów. Lista „Forbesa” takich nie obejmuje.
Nawet on nie zmieni więc faktu, że lekkoatletyka pozostaje ubogą krewną baseballa, koszykówki (NBA), hokeja (NHL), futbolu amerykańskiego, golfa, tenisa, boksu, MMA, Formuły 1 i oczywiście piłki nożnej.
Czytaj więcej
Odbywające się w Anglii piłkarskie mistrzostwa Europy kobiet przypominają, że panie potrafią dobrze kopać piłkę, są coraz chętniej oglądane, wciąż jednak nie mogą liczyć na pieniądze porównywalne z tymi, które zarabiają futboliści.
Gdzie lepiej płacą?
Nadchodzące lekkoatletyczne mistrzostwa Europy w Monachium, będące częścią skumulowanych mistrzostw Starego Kontynentu w kilku innych sportach (w tej edycji Bawaria gości jeszcze siatkówkę plażową, sprinty kajakowe, kolarstwo, gimnastykę, wioślarstwo, wspinaczkę sportową, tenis i triathlon), nie będą nagradzać najlepszych znaczącymi premiami. Na podium musi wystarczyć maskotka i medal. Ewentualne bonusy – może w kraju, jeśli jest taka wola jakiejś federacji i sponsorów.