Decyzję o tym, by otworzyć własny biznes, Grzegorz Antkowiak podjął w 1989 r. w niecodziennych okolicznościach – stojąc w kolejce do kantoru. – Z nudów zacząłem liczyć, ile kantor zarobi do czasu, gdy znajdę się przy okienku. Wyszło mi, że w sześć minut zarobił więcej niż ja przez miesiąc – wspomina założyciel Ganta.
[srodtytul]Rodzinny interes[/srodtytul]
29-letni wówczas Antkowiak, absolwent Politechniki Kijowskiej, pracujący w Wojskowym Instytucie Techniki Inżynieryjnej we Wrocławiu, m.in. nad prototypem inteligentnej miny mającej odróżniać wrogie pojazdy od swoich, zdecydował się wziąć sprawy we własne ręce. – Oszczędności wystarczyły na otwarcie pierwszego kantoru – mówi. Postawił na Legnicę, bo wolał być głównym graczem w mniejszym mieście niż jednym z wielu w metropolii.
Do biznesu Antkowiak wciągnął żonę, a potem dołączyli inni członkowie rodziny: siostra, brat, ojciec. – Stawiam na zaufanie, dlatego otaczałem się bliskimi mi osobami. Nie tylko z kręgu rodziny – włączyłem też szefa mojego zespołu naukowego z uczelni, dra Janusza Konopkę, który jest obecnie przewodniczącym rady nadzorczej Ganta – wspomina. Gdy walutowy biznes opuszczał grupę z końcem 2008 r., prowadząca go spółka miała 17 kantorów i generowała jedne z wyższych obrotów w branży.
[srodtytul]Trudny debiut w deweloperce[/srodtytul]