Uczciwie ostrzega pani inwestorów, że Turcja w tym roku już nie da tyle zarobić – dlaczego?
„Ostrzega" to chyba zbyt mocne słowo, chodzi raczej o studzenie nadmiernego entuzjazmu. Rynek turecki w zeszłym roku z jednej strony nadganiał to, co stracił w 2011 r., a z drugiej został nagrodzony przez inwestorów za stabilność gospodarki i przyznany przez Fitcha rating inwestycyjny. W długim terminie wzrosty na giełdach powinny opierać się na wzroście wyników spółek. Dla Turcji oznacza to kilkanaście procent rocznie, na pewno nie kilkadziesiąt. To nadal bardzo atrakcyjnie na tle regionu – dla porównania, wg obecnych prognoz analityków oczekiwany wzrost zysków spółek w latach 2013-2014 w Turcji to ponad 10 proc. rocznie, dla Polski zaledwie 3 proc. Oczywiście, jeżeli apetyt na ryzyko gwałtownie wzrośnie na całym świecie i spółki będą wyceniane na poziomie C/Z rzędu 20, to w Turcji zapewne stanie się podobnie, jednak nie spodziewamy się tego. Głębszej korekty zresztą też raczej nie. Dotychczasowa dynamika cen akcji jest dość wysoka, ale naturalna dla tureckiego rynku.
Często podkreślacie, że inwestycje w akcje to rozwiązanie na długi okres, przynajmniej na pięć lat. Czy Turcja w takim czasie wciąż będzie „bliskowschodnim tygrysem"?
Przewaga tureckiego rynku akcji nad innymi w tej części świata powinna potrwać jeszcze dłuższy czas. O sile Turcji decydują czynniki, które nie muszą wygasnąć, związane np. z położeniem geograficznym kraju pomiędzy wschodem a zachodem, czy wielkością samego rynku. Dobrym przykładem przewagi płynącej z położenia i wielkości rynku jest turecki sektor lotniczy. Rząd poprzez Turkish Airlines realizuje plan uczynienia ze Stambułu wiodącego portu przesiadkowego na świecie – a rosnąca po kilkanaście procent rocznie liczba pasażerów tureckich linii pokazuje skuteczność tej strategii. Linie cały czas się rozwijają, rozbudowują flotę i systematycznie uruchamiają nowe kierunki. Usługi lotnicze związane z obsługą na lotnisku bardzo dobrze rozwijają także Tav Holding czy Celebi, wychodząc na rynki europejskie i azjatyckie. Na tym właśnie polega przewaga dużego rynku wewnętrznego – jeżeli spółka działa na bardzo dużym rynku, może zdobyć doświadczenia, które pomogą jej podbić rynki globalne.
Czy – pomijając Turcję – nasz region w dużej mierze nie wyczerpał swojego „wschodzącego" potencjału? Nie jest najwyższy czas, żeby spojrzeć na inwestycje szerzej, globalnie?