Oczywiście łatwo powiedzieć, trudniej to zrobić. Jednak w Bordeaux jest pewna tradycja, która może nam to ułatwić. Każdej wiosny właściciele chateaux w tym regionie sprzedają niewielką część wyprodukowanego w zeszłym roku wina. Wino to jeszcze przez blisko dwa lata będzie leżakować w dębowych beczkach w murach winnicy, a nabywca otrzyma określoną ilość trunku po jego zabutelkowaniu. W zawiązku z tym dzięki sprzedaży w formie en primeur, bo tak się ona nazywa, stajemy się właścicielem wina na długo przed jego rynkowym debiutem, na samym początku wzrostu jego wartości.
W beczce, choć w skrzynkach
Choć nabywamy wino, które leżakuje jeszcze w beczkach u producenta, to stajemy się właścicielem określonej liczby jego skrzynek. Na rynku tym przyjęło się, że przedmiotem obrotu są zwykle 12-butelkowe skrzynki. Po zabutelkowaniu danego rocznika otrzymamy taką ich liczbę, na jaką umówiliśmy się z właścicielem winnicy. Następnie wino zostanie przeniesione do renomowanych skarbców win znajdujących się pod Londynem. Tam będzie czekało do momentu, w którym zdecydujemy się zrealizować zyski i je sprzedać.
Londyn jest światową stolicą handlu bordoskim winem, co znacznie ułatwia obrót posiadanymi przez inwestorów trunkami. Dodatkowo udokumentowana ciągłość przechowywania win w odpowiednich warunkach, jaką gwarantują skarbce win, wpływa na wartość i umożliwia późniejszą ich sprzedaż. Wśród takich skarbców można wymienić chociażby Octavian Valtus czy London City Bond. W nich również swoje trunki przechowują sieci hoteli, restauracje, najwięksi kolekcjonerzy oraz inwestorzy z całego świata. Dzięki temu jesteśmy blisko dużego grona finalnych odbiorców topowych bordoskich win.
Na straży jakości
Mimo że nabywamy wino jako pierwsi i kupujemy trunek leżakujący jeszcze w beczkach, to nie stajemy się właścicielem kota w worku. Na temat warunków atmosferycznych panujących w danym roku wypowiedzą się enolodzy. Określają, ile w Bordeaux było dni słonecznych, deszczowych i jak aura odciśnie się na tym, co później konsument finalnie znajdzie w kieliszku. Po nich wiosną następnego roku, przed ustanowieniem cen i rozpoczęciem sprzedaży win w formie en primeur, głos zabierają krytycy. Odwiedzają oni winnice i przyznają noty próbkom. Na świecie są oczywiście krytycy, których opinii słucha się szczególnie. Pierwsze skrzypce gra tu Robert M. Parker Jr, amerykański krytyk winny, który jest twórcą stustopniowej skali oceny wina. Cały rynek wina z zainteresowaniem przygląda się także opiniom wystawianym przez innych krytyków, takich jak Jancis Robinson, James Suckling, Steven Spurrier czy Hugh Johnson. Dzięki nim powszechnie znana jest jakość trunków kupowanych w formie en primeur.
Zysk z pierwszego tłoczenia
Kiedy kupujemy wino na długo przed jego rynkowym debiutem, stajemy się nie tylko jego właścicielem na początku wzrostu jego wartości. Dodatkowo, jak pokazują przykłady z wielu ubiegłych lat, pojawienie się trunków w formie zabutelkowanej przekłada się na wzrost ich cen. W tym momencie dostęp do niego otrzymuje szerokie grono konsumentów, co zwykle znajduje odbicie w jego cenie.