Roboty już dawno temu przestały być wyłącznie postaciami z gatunku science fiction i stały się ważną częścią światowego łańcucha produkcji i podziału pracy. Według Międzynarodowej Federacji Robotyki w fabrykach całego świata pracuje ich około 180 tys. i są one obecne przy taśmach montażowych nie tylko w krajach rozwiniętych. Rynek robotów przemysłowych dynamicznie rozwija się w Chinach i zaczyna dawać o sobie znać w innych państwach kojarzonych dotychczas z tanią siłą roboczą. Ten proces będzie się pogłębiał wraz z postępem technologicznym. Japońska firma Yaskawa już produkuje „dwuręczne" roboty dorównujące zdolnościami manualnymi robotnikom składającym produkty przy taśmach fabrycznych. Roboty już są używane do sprzątania, pilnowania magazynów, a nawet prowadzenia pojazdów. Travis Kalanick, szef firmy Uber, snuje wizję zastąpienia taksówek samochodami bez kierowców. W ten sposób spółki organizujące przewóz osób będą mogły dodatkowo ściąć koszty. Bezzałogowe maszyny od ponad dekady służą USA oraz innym mocarstwom w ich wojnach. Na rynkach finansowych coraz większe znaczenie mają komputerowe algorytmy wykorzystywane przez maszyny do ultraszybkich transakcji (tzw. high frequency trading). Z problemami towarzyszącymi ich działaniu wyraźnie nie radzą sobie regulatorzy. Postęp stopniowo dokonuje się na naszych oczach, a Elon Musk, wizjonerski założyciel PayPala i Tesla Motors, ostrzega, że w przyszłości roboty będą traktowały ludzi tak jak my traktujemy pieski czy kotki. Co prawda jest obecnie mało prawdopodobne, by spełniły się mroczne wizje z „Terminatora" czy „Matrixa", ale na początek roboty mogą mocno wpłynąć na światowy rynek pracy. I w wielu przypadkach wpływ ten raczej nie będzie pozytywny.
Zwolnić wszystkich ludzi!
Postęp technologiczny często wywoływał obawy. I tak samo jest w przypadku postępu w robotyce. Przekonanie, że roboty stanowią zagrożenie, gdyż w przyszłości będą odbierały ludziom miejsca pracy, jest dosyć powszechne i wydaje się uzasadnione. Carl Frey, wykładowca uniwersytetu oksfordzkiego, szacuje, że robotyzacja może sprawić, że 47 proc. miejsc pracy w USA stanie się etatami „wysokiego ryzyka". Raport analityków ING-Diba wskazuje zaś, że w ciągu następnych kilku dekad 59 proc. siły roboczej w Niemczech może zostać zastąpionych robotami lub programami komputerowymi. Zagrożeni są nie tylko robotnicy, ale również sekretarki, taksówkarze czy panie siedzące przy kasach w marketach. W wyniku robotyzacji pracę może więc stracić nawet 18 mln mieszkańców Niemiec.
Wielu ekspertów wciąż widzi jednak w robotyzacji wielką szansę dla rynku pracy. Według ankiety przeprowadzonej przez PewResearch wśród blisko 1,9 tys. specjalistów aż 52 proc. ekspertów spodziewa się, że robotyzacja do 2025 r. stworzy więcej miejsc pracy, niż ich zniszczy. Oczywiście zyskają na niej głównie te gospodarki, które są bardziej innowacyjne. Te, które opierają swój model rozwoju na taniej sile roboczej, znajdą się wśród przegranych. Takie opinie można usłyszeć również od polskich specjalistów.
– Robotyzacja będzie niszczyła miejsca pracy dla słabiej wykwalifikowanych pracowników, ale zwiększy liczbę etatów w branżach związanych np. z informatyką czy sztuczną inteligencją – przyznaje prof. Barbara Siemiątkowska z Instytutu Automatyki i Robotyki Politechniki Warszawskiej.
Nawet jednak dla słabiej wykwalifikowanych pracowników może znaleźć się dość pokaźna nisza na rynku pracy reagującym na robotyzację. – Roboty wykonują te prace, w których fizyczna, ludzka siła robocza ma swoje ograniczenia. Umieszczenie robota na linii produkcyjnej powoduje wzrost wydajności i zwiększenie mocy roboczych, co siłą rzeczy wywołuje konieczność wzrostu wydajności i mocy w innych działach, np. w logistyce, a to tworzy zapotrzebowanie na nowe miejsca pracy – mówi Krzysztof Łapiński, ekonomista z Instytutu Badań nad Gospodarką Rynkową.