Perspektywa zepsucia zabawy oraz spowolnienia w globalnej gospodarce okazała się wystarczającym powodem do wysłania przez Fed sygnału, iż nie będzie się spieszył z podwyżkami stóp.
Frankfurt bez siły, Nowy Jork na fali
Indeks niemieckiej giełdy od połowy marca tkwi w okolicach 10 000 punktów. CAC40 przez cały marzec trzyma się w pobliżu 4 400 punktów. Wygląda na to, że europejscy inwestorzy wciąż nie mogą poradzić sobie z interpretacją niedawnych decyzji EBC oraz deklaracji Maria Draghiego i czekają na mocniejsze impulsy. Mają pewnie świadomość, że na efekty monetarnej stymulacji przyjdzie jeszcze trochę poczekać, a na razie chęć do kupowania akcji odbiera im obserwacja umacniającej się wspólnej waluty. Chyba nie tak wyobrażali sobie świat po obniżce stóp procentowych i rozszerzeniu programu ilościowego luzowania. Problemu nie mają ich amerykańscy koledzy, korzystający ze zwolnienia tempa zaostrzania polityki pieniężnej przez Fed i słabnącego dolara. S&P500 po wyraźnych sugestiach Janet Yellen w tej kwestii bez trudu poszedł w górę, przebijając poziom 2050 punktów. Z tej pozycji mogą z większym spokojem czekać na ewentualną korektę, nie obawiając się, że zepsuje ona obraz rynku na tyle, by zacząć się naprawdę bać głębszej przeceny. Nie widać na razie czynnika, który mógłby uruchomić wyprzedaż akcji. A gdyby nawet miał się pojawić, będzie można liczyć na Rezerwę Federalną, która obecnie ma znacznie większe pole manewru niż większość głównych banków centralnych świata.
Złoty kwartał złota
Pierwszy kwartał był dla notowań złota, które podrożało o 16,4 proc., najlepszym takim okresem od 30 lat. Mocniejszej, sięgającej 23,6 proc. zwyżki, ceny kruszcu doznały w trzecim kwartale 1986 r. Wówczas miało to miejsce w środku trzyletniej hossy. Choć skala obecnej fali wzrostowej jest imponująca, jej wystąpienie nie przesądza niczego w kwestii kontynuacji tej tendencji. Żadna z kilku zaobserwowanych na przestrzeni ostatnich 30 lat mocniejszych zwyżek nie stanowiła przełomu w dominującej tendencji. Przesłanek do prognozowania rozwoju sytuacji trzeba więc szukać nie w historii, lecz wśród bieżących czynników wpływających na notowania kruszcu. Ostatnie dwa tygodnie przyniosły niewielką spadkową korektę notowań, jednak deklarowane wstrzymanie się Fed z podwyżkami stóp procentowych i związany z tym brak presji na umocnienie się dolara może oznaczać kontynuację dobrej passy złota. Do tego dochodzą wciąż obecne zarówno w świecie gospodarki, jak i geopolityki czynniki ryzyka, również przemawiające za trzymaniem się bezpiecznych przystani. W przypadku dalszej zwyżki kluczowy może okazać się poziom 1300 dolarów za uncję, widziany ostatnio w styczniu 2015 r.
Uwaga inwestorów skierowana jest jednak przede wszystkim na to, co dzieje się na rynku ropy naftowej, choć emocje są już tu trochę mniejsze niż poprzednio. W każdym razie Wall Street nie reaguje już tak nerwowo na każdy spadek cen. Te zaś, w przypadku surowca gatunku WTI, powyżej 40 dolarów za baryłkę zdołały utrzymać się jedynie kilka dni i w minionym tygodniu wykazywały tendencję spadkową, schodząc w środę poniżej 39 dolarów. W tym czasie S&P500 z powodzeniem przedostał się powyżej 2050 punktów, osiągając poziom najwyższy w tym roku. Opinie w kwestii dalszych losów notowań surowca są podzielone. Z jednej strony mamy argumenty mówiące, że wzrost notowań ponownie „ożywi" presję podażową, z drugiej zaś oceny diametralnie odmienne, przewidujące stopniowe równoważenie podaży i popytu, a w dalszej przyszłości wręcz sugerujące szok spowodowany niedostateczną podażą i w efekcie powrót notowań do 80 dolarów za baryłkę. Według części analityków osiągnięcie tego poziomu może nastąpić już w 2017 r.
Niepokojąco zaczyna wyglądać sytuacja na rynku miedzi. Po dwukrotnym na przestrzeni ostatnich tygodni odbiciu się notowań kontraktów na ten metal od poziomu 230 centów za funt rozpoczęła się spadkowa korekta. Jej skala to jedynie około 5 proc., ale zejście poniżej 220 centów sugeruje, że to jeszcze nie koniec przeceny.