LeBron James nie gra w fazie play off NBA po raz pierwszy od 15 lat, a co za tym idzie, nie zagra też dziewiąty raz z rzędu w finałach ligi, nie powalczy o czwarty mistrzowski pierścień. Zwolennicy Michaela Jordana zyskają kolejny argument za tym, że ich idol jest najlepszym koszykarzem w historii, sprawa wydaje się jednak poważniejsza.
Amerykanie, którzy lubią historyczne ciekawostki, przypominają, że gdy po raz ostatni najlepszy koszykarz ostatnich lat odpoczywał w kwietniu, w Białym Domu zasiadał George W. Bush, a Facebook był dopiero mało znaną stroną internetową. Przez ten czas zmienił się świat, zmieniła się koszykówka.
To tylko przymiarki
Jeśli ktoś woli bardziej sportowe odniesienia, to można dodać jeszcze inne, efektowne porównanie. Po raz pierwszy od sezonu 1976/1977, kiedy połączyły się ligi NBA oraz ABA o mistrzostwo nie będzie walczył nikt z grona: Kareem Abdul-Jabbar, Michael Jordan, Shaquille O'Neal i James właśnie – czyli najwięksi z największych.
Być może fani Golden State Warriors i Stephena Curry'ego się cieszą, bo ubył jeden groźny konkurent w walce o mistrzostwo, ale specjaliści od marketingu i władze stacji telewizyjnych na pewno nie są zadowolone. Już teraz widać, że problemy Jamesa to kłopot dla całej ligi, a kompletne dane będą dostępne dopiero po zakończeniu sezonu. To będzie jak poligon doświadczalny dla marketingowców i specjalistów od reklamy, jak może wyglądać liga po odejściu Jamesa i jak to wpłynie na przychody. Na razie to tylko przymiarki, ale scenariusze warto pisać już dziś.
Przez cztery ostatnie lata King James, jeszcze w barwach Cleveland Cavaliers, mierzył się w finałach z Warriors i chociaż przegrał trzy razy, a zwyciężył jedynie raz, za to w niesamowitych okolicznościach, koncentrował na sobie uwagę, bo najlepiej sprzedają się pojedynki wielkich indywidualności i emocje. Właśnie dlatego siódmy mecz finału w 2016 roku przyciągnął przed telewizory ponad 31 milionów Amerykanów. Warriors prowadzili już 3-1, do zdobycia tytułu brakowało im jednego zwycięstwa, ale właśnie wtedy James pokazał, jak wielkim jest graczem. Rok później całą finałową batalię śledziło średnio 20,4 mln widzów, co jest wynikiem bardzo dobrym.