Baczni obserwatorzy sytuacji na warszawskiej giełdzie mogą łatwo zauważyć, że WIG mimo trwającej huśtawki nastrojów jest ciągle mniej więcej na tych samych poziomach co jeszcze wiosną 2018 r. Oznacza to, że już od kilkunastu miesięcy tkwi w tzw. konsolidacji czy też trendzie bocznym (horyzontalnym).
Precyzyjne stwierdzenie, kiedy dokładnie ów trend boczny się rozpoczął, jest kwestią problematyczną i w pewnym stopniu o charakterze głównie akademickim (może należy liczyć już od wspomnianej wiosny 2018 r., a może dopiero od dołka z października ub.r.?). Jedno jest pewne – mamy do czynienia z jednym z najdłuższych w historii GPW trendów bocznych.
A do tego jednym z... „najwęższych". Jeśli zmierzyć dystans pomiędzy dołkiem sprzed roku (dolna granica omawianej konsolidacji – ok. 54 tys. pkt) a serią szczytów (górna granica – ok. 62 tys. pkt), to jest to ok. 8000 pkt. Środek trendu bocznego wypada zatem na poziomie ok. 58 tys. pkt (WIG ostatnio był tam raptem niespełna miesiąc temu). Licząc od tego średniego pułapu, WIG porusza się w zakresie niecałych 7 proc. w górę lub w dół.
Warto to wszystko skonfrontować z historycznym kontekstem. Nasz przegląd pokazuje, że z tak długotrwałymi i wąskimi konsolidacjami inwestorzy w zasadzie nie mieli w ogóle do czynienia przed 2012 r. Owszem, trendy boczne się zdarzały i potrafiły utrzymywać się przez wiele miesięcy, ale miewały o wiele większy zasięg. Klasyczna tendencja horyzontalna widoczna była np. od jesieni 2001 r. do wiosny 2003 r., tyle że w najszerszym punkcie obejmowała... 40 proc. (od dołka do szczytu).