Choć wydawało się, że do niepewności związanej z losami amerykańsko-chińskich negocjacji handlowych inwestorzy zdążyli się już przyzwyczaić, to jednak sugestie Donalda Trumpa o możliwości odroczenia zawarcia porozumienia na okres po wyborach prezydenckich w USA, zrobiły na nich pewne wrażenie.
Wall Street zadrżała
Co prawda do czwartku S&P 500 zniżkował jedynie o 0,7 proc., ale był to największy tygodniowy spadek tego indeksu od końca września. Trwający od siedmiu tygodni rajd został więc przerwany i to akurat w momencie, gdy można było spodziewać się rajdu Świętego Mikołaja. Po drugie, we wtorek w najgorszym momencie S&P 500 tracił ponad 2 proc., spadając wyraźnie poniżej 3100 pkt i cofając się do poziomu z pierwszych dni listopada. Pierwsze cztery sesje minionego tygodnia przyniosły też spadek Dow Jonesa o 1,3 proc. oraz sięgającą 1,1 proc. zniżkę Nasdaq Composite. Nastroje poprawiły się nieco w środę i w czwartek, gdy Donald Trump próbował łagodzić ton swoich wcześniejszych wypowiedzi. Jakiegoś rozstrzygnięcia można się spodziewać w okolicach 15 grudnia, czyli dnia, w którym planowano zawarcie wstępnej umowy między USA a Chinami. Chiny wyraźnie oczekują zmniejszenia amerykańskiej presji celnej.
Słabsze nastroje można było obserwować także na głównych giełdach europejskich. DAX zniżkował do czwartku o 1,4 proc., spadając w międzyczasie poniżej 13 000 pkt, a CAC 40 szedł w dół o 1,8 proc., testując we wtorek 5700 pkt, czyli poziom najniższy od końca października. Popłoch w Paryżu spowodowała zapowiedź wprowadzenia przez USA wysokich ceł na niektóre francuskie towary. Poprawiła się sytuacja na rynkach wschodzących, choć początek tygodnia zapowiadał scenariusz raczej negatywny. MSCI Emerging Markets (ETF) we wtorek bronił się przed spadkiem poniżej 42 punktów, ale do czwartku zyskiwał prawie 0,7 proc., przerywając trwającą od czterech tygodni złą passę. Wydaje się, że rynkom wschodzącym pomogło dynamiczne osłabienie się dolara, którego indeks w ostatnich dniach poszedł w dół o 1,4 proc., notując największą zniżkę od końca października.
GPW nadal podzielona
Ostatnie dni przyniosły kontynuację dotychczasowych tendencji na warszawskim parkiecie, czyli wyraźnego zróżnicowania sytuacji w gronie blue chips i w pozostałych segmentach rynku. WIG20 do czwartku zniżkował o 3,1 proc., notując największy tygodniowy spadek od początku października. Niedźwiedzie dominują tu zdecydowanie od czterech tygodni, nie pozwalając nawet na niewielkie odreagowanie. Od 7 listopada indeks największych spółek stracił już prawie 8 proc., a spośród 19 sesji, które w tym czasie miały miejsce, jedynie cztery kończyły się niewielkim wzrostem. Ta statystyka nie wymaga komentarza i mówi sama za siebie. Dodatkowo, jeśli zestawimy wspomnianą skalę spadku WIG20 z niespełna 3 proc. zniżką MSCI Emerging Markets, to stanie się oczywiste, że przyczyn słabości naszego rynku należy szukać na własnym podwórku, tym bardziej że porównanie MSCI EM z MSCI Poland oraz WIG20 w ujęciu dolarowym, słabość tę jedynie potwierdzają. Wobec pomyślnego dla niedźwiedzi przełamania dołka z początku października coraz bardziej prawdopodobny staje się scenariusz przetestowania minimum z końca sierpnia, czyli dotarcie do 2050 pkt.
W ostatnich dniach o miano lidera spadków dzielnie walczyły JSW, Lotos i Pekao, a sekundowały im Alior i PKN Orlen. O JSW wiele nowego powiedzieć się nie da, bo jej akcje tracące do czwartku niemal 10 proc. stały się już chyba synonimem takich pojęć jak spadek i bessa. W środę zniżkowały one o ponad 4 proc., nie bacząc ani na barbórkowe święto, ani na wygłaszane przy tej okazji deklaracje szefa nowego resortu państwowych aktywów, zaklinającego świetlaną przyszłość naszego przemysłu węglowego. Trwające od pewnego czasu nadzieje na choćby silniejsze odreagowanie, podsycane mocno podwyższonymi obrotami, wciąż nie mogą się ziścić, a zamiast niego mamy kolejne historyczne dołki notowań. Obroty potwierdzają też zwiększone zainteresowanie papierami Lotosu, które taniały do czwartku o prawie 8 proc., docierając do wsparcia w okolicy 85 zł. Kadrowe trzęsienie ziemi w zarządzie Pekao skutkowało przekraczającą 7 proc. przeceną walorów banku oraz testowaniem poziomu 95 zł. W tym przypadku wolumen także się zwiększył, ale nie był aż tak wysoki, jak choćby w czasie majowego tąpnięcia kursu. Sporo emocji, niestety niezbyt pozytywnych, dostarczały w ostatnich dniach spółki energetyczne. Powodem były kolejne nie do końca jasne deklaracje związane z cenami prądu w przyszłym roku, a także wątpliwości dotyczące realizowanej przez Energę przy współpracy z Eneą inwestycji w Ostrołęce, po tym gdy ze współfinansowania projektu wycofała się PGE. Akcje Tauronu zniżkowały do czwartku o niemal 5 proc., walory Enei spadały o 4,6 proc., a akcje PGE traciły ponad 4 proc.