Model jest prosty i powtarza się co roku. Wystarczy, że młody zawodnik błyśnie, a już wyciągają po niego ręce bogatsi z zagranicy. 20-letni Adrian Benedyczak zaczynał poprzedni sezon jako rezerwowy, zdążył strzelić trzy gole i to wystarczyło, żeby Pogoń Szczecin oddała go za 2 mln euro do występującej na zapleczu włoskiej Serie A Parmy.
Aleksander Buksa odszedł z Wisły Kraków do Genoi za darmo. Piast Gliwice wykupił Jakuba Świerczoka tylko po to, żeby sprzedać go Japończykom. Karol Fila zamienił Lechię Gdańsk na RC Strasbourg, a Tymoteusza Puchacza Lech Poznań sprzedał Unionowi Berlin.
Duża strata dla Ekstraklasy to odejście Kamila Piątkowskiego, ale kontrakt w jego sprawie Raków Częstochowa zawarł z Red Bullem Salzburg już zimą. Obrońca na pół roku został jeszcze w Polsce, żeby pomóc drużynie w wywalczeniu wicemistrzostwa kraju i dopiero latem formalnie został najdroższym piłkarzem w dziejach klubu, bo Austriacy zapłacili za niego 5 mln euro.
Dobrze, że młodzi Polacy kosztują coraz więcej, skoro do pięciu z dziesięciu najbardziej kasowych transakcji w dziejach ligi doszło w ciągu ostatnich dwóch lat. Niebawem mogą czekać nas kolejne, skoro już dziś coraz głośniej mówi się o transferach Kacpra Kozłowskiego (Pogoń) i Jakuba Kamińskiego (Lech). Pierwszy był z kadrą na Euro 2020, drugi w reprezentacji zadebiutuje zapewne niebawem.
Możliwe, że jeden z nich zamachnie się nawet na transferowy rekord, o czym z pewnością marzą klubowi księgowi. Jeszcze na początku ubiegłego roku najdroższym ligowcem był Jan Bednarek, za którego Southampton FC zapłacił 6 mln euro. Jego wynik przebiło AS Monaco, kupując za 7 mln euro Radosława Majeckiego (do dziś jest tam rezerwowym). Obecnie pierwszy jest Jakub Moder, który kosztował Brighton 12 mln euro.