Jak ocenia pan czas pracy dla Biomedu-Lublin?
To były dobre niemal 3 lata mojego zawodowego życia. Po 2015 roku, czyli po przerwaniu realizacji projektu budowy fabryki osocza, Biomed został postawiony w sytuacji, z której mało która firma znalazłaby wyjście. Wówczas główni udziałowcy, którzy bardzo zaangażowali się w rewitalizację biznesu powiedziałbym, że potraktowali wyzwanie zadaniowo zatrudniając kolejno zarządy, których członkowie specjalizowali się w zadaniach koniecznych do realizacji w danym momencie. Pewnie mało kto zadał sobie trud prześledzenia historii zmian na szczeblach zarządu w latach 2016-2021. Gdyby to zrobić, to zauważylibyśmy, że w tym czasie spółka miała bodaj czterech prezesów i kilkunastu członków zarządu. Niektóre zarządy trwały krótko. Z czasem okres działania kolejnych zarządów wydłużał się. Bo i sytuacja spółki stabilizowała się i poprawiała. Ja np. jestem drugim stażem po 2015 roku menedżerem, który pełnił obowiązki prezesa zarządu. Każdy z nas realizował swoje zadania i przekazywał biznes następcom. Tak było też i ze mną. W raporcie bieżącym z dnia mojego powołania rada nadzorcza wyraziła przekonanie, że moje zaangażowanie „przyspieszy proces rozwiązania przejściowych problemów, z jakimi boryka się spółka i pozwoli na realizację przyjętej strategii w oparciu o unikalne produkty oraz know-how w obszarze biotechnologii, w efekcie oczekiwany wzrost wartości spółki i skuteczne zakończenie procesu restrukturyzacji". Tak więc i ja miałem przed sobą zadanie do wykonania.
Udało się je zrealizować ?
Niech to ocenią inni. Ja powiem, że m.in. wspólnie stworzyliśmy silną organizację, bezpiecznie przeszliśmy przez pandemię, firma istotnie poprawiła parametry finansowe, osiągnęliśmy rekordowy poziom sprzedaży i rozpoczęliśmy wdrażanie strategii dla produktów BCG, na realizację której pozyskaliśmy ponad 70 mln zł dotacji publicznych. A kapitalizacja spółki istotnie wzrosła.
Jaki jest teraz potencjał Biomedu?