Oprocentowanie lokat powoli, ale sukcesywnie idzie w dół. Skoro sięga już w porywach 1,4 proc., przy inflacji 2,9 proc., to oznacza, że ulokowane w bankach pieniądze przynoszą realne straty. Bo przy takiej inflacji (i tzw. podatku Belki) zysk dla deponenta zaczyna się dopiero od oprocentowania 3,58 proc. Takich lokat na rynku jest kilka – to wspominane już promocje z warunkami i niską wartością depozytu.
Podobnie zaczynają wyglądać promocje kont oszczędnościowych: wspomniane 4 proc. w Nest Banku do 20 tys. zł czy do 10 tys. na 12 miesięcy na 3,5 proc. w Getin Banku. W Citibanku można ulokować do 100 tys. zł – ale otwierając konto Citi Priority i mając/wyrabiając kartę kredytową (fakt, że może być to całkowicie bezpłatna Citi Simplicity). I jeszcze kilka razy po 3 proc.: Credit Agricole (do 50 tys. zł na cztery miesiące); T-Mobile Usługi Bankowe (do 50 tys. zł na 92 dni); Bank Pekao (do 30 tys. zł na 180 dni) i Alior Bank (do 20 tys. zł do 31 grudnia).
Dynamika depozytów maleje
I teraz pytanie: jak długo wytrzymają to Polacy? Czy uciekną z banków, czy przyzwyczają się? Na Zachodzie klienci się przyzwyczaili. Wprawdzie niemal dwie trzecie Austriaków uważa, że lokaty są mało korzystne ze względu na niskie stopy procentowe i spadające w związku z tym dochody, jednak jedynie 35 proc. myśli o alternatywie dla rachunków oszczędnościowych, a 25 proc. te myśli stara się realizować. No ale czego się spodziewać przy zerowych stopach procentowych w strefie euro. Nie każdy ma możliwość lokowania pieniędzy w gruzińskich bankach, gdzie przy inflacji wynoszącej 4,1 oprocentowanie depozytów wynosi 9,65 proc.
W Polsce na razie sytuacja jest w miarę stabilna. To znaczy oszczędności rosną (to jest ta stabilność), ale ostatnio wolniej (dlatego w miarę). A wygląda to tak: kiedy będące w kłopotach Getin Bank i Idea Bank próbowały powstrzymać pod koniec ubiegłego roku uciekających klientów wysokimi odsetkami, lokaty terminowe mocno wzrosły. Wcześniej ich saldo spadało z miesiąca na miesiąc.
Skuszeni propozycjami tych banków (i kilkoma ofertami niektórych konkurentów) klienci zakładali lokaty terminowe jeszcze kilka miesięcy. Ale w kwietniu przestali – ba, przez trzy miesiące wartość lokat znów malała. I w lipcu znów wzrosła. Prawie o 1 mld zł. To raczej nie jest wyłącznie efekt słabnącego złotego, choć wartość lokat walutowych mogła się zwiększyć w związku z zupełnie dobrymi oprocentowaniami w niektórych bankach. Tym bardziej że z kolei rosnące po kilka miliardów złotych miesięcznie depozyty bieżące (do których zaliczane są konta oszczędnościowe) w lipcu zwiększyły się raptem o niewiele ponad 2 mld zł.
Czyżby był to objaw zniechęcenia niskimi stopami procentowymi, ponoszonymi realnymi stratami i koniecznością szukania bardziej intratnych inwestycji? Trudno niewątpliwie po jednym miesiącu wyciągać jakieś daleko idące wnioski, jednak nie sposób uciec od przypuszczenia, że umiejący liczyć – i co bardziej zniecierpliwieni – deponenci szukają możliwości wyjścia z odsetkowego dołka.