I choć realizację zysków zainicjował wtedy ewidentnie lokalny czynnik, to podobnie w tym czasie zachowywało się wiele innych europejskich parkietów, jak choćby niemiecki DAX czy węgierski BUX. Stąd można przyjąć, że nawet bez słabości polskich banków korekta na GPW prawdopodobnie i tak by się wydarzyła. To z kolei prowadzi do innej konkluzji – mianowicie, że to nie czynniki lokalne, lecz globalne w dalszym ciągu będą kształtować nastroje i trendy w Warszawie. Spadkowa korekta na GPW nie jest też żadnym statystycznym zaskoczeniem. Należy pamiętać, że wcześniej przez osiem kolejnych miesięcy warszawski parkiet systematycznie piął się w górę, co było drugą najdłuższą wzrostową serią w jego historii. Stąd kilka tygodni korekcyjnych spadków jest czymś zupełnie normalnym.

Większym zaskoczeniem było natomiast to, że presji realizacji zysków nie poddał się sWIG80, poprawiając historyczne rekordy we wrześniu i rozszerzając swoją wzrostową passę do 10 kolejnych miesięcy.

Wróćmy jednak do tezy o korelacji światowych giełd i globalnych czynnikach kształtujących koniunkturę na GPW. To w tej chwili największe źródło giełdowego optymizmu. Z jednego prostego powodu: powszechnie oczekiwane obecnie obniżki stóp procentowych przez Fed, z perspektywą ich zejścia do 3 proc., przy jednoczesnym spodziewanym osłabieniu dolara, powinny przełożyć się na napływ strumienia pieniędzy na rynki wschodzące. Rodzimy rynek akcji – z uwagi na świetne statystyki z pierwszej połowy roku, gdy był jednym z najsilniejszych na świecie, a także ze względu na dobre wyniki polskiej gospodarki, która doświadcza jednego z najszybszych wzrostów w Unii Europejskiej – staje się w tym wypadku naturalnym wyborem.

I tu pojawia się pytanie: co dalej ze stopami w USA? Rynek zakłada, że Fed będzie je obniżał ze względu na pogorszenie sytuacji na rynku pracy. O tym, jak obecnie wygląda sytuacja na tym rynku, przekonamy się już w najbliższy piątek, gdy opublikowane zostaną wrześniowe dane o bezrobociu i zatrudnieniu w sektorze pozarolniczym. Paradoksalnie, największym zagrożeniem dla giełd byłoby, gdyby okazały się nadspodziewanie dobre. To sugerowałoby, że poprzednie osłabienie było tylko przejściowe i sytuacja wraca do normy – tak jak wcześniej przejściowy okazał się spadek amerykańskiego PKB w I kwartale. Takie dane ograniczyłyby oczekiwania na cięcia stóp, wzmacniając jednocześnie dolara i burząc cały korzystny dla rynków wschodzących scenariusz na IV kwartał.

Wtedy zamiast wypatrywać końca spadkowej korekty, należałoby oczekiwać jej wyraźnego pogłębienia w ślad za prawdopodobnymi spadkami na Wall Street – i oswoić się z myślą o spadku WIG do 98 000–100 000 pkt, a WIG20 do 2650–2700 pkt. Jedyną dobrą wiadomością byłoby to, że nie oznaczałoby to końca hossy na globalnych rynkach akcji, ale na nowe szczyty i rekordy przyszłoby nam poczekać znacznie dłużej niż obecnie się to wydaje.