Jennifer M. Granholm, sekretarz energii Stanów Zjednoczonych, stwierdziła niedawno, że amerykańska armia powinna się w najbliższych latach przestawić na pojazdy elektryczne. Interesująca propozycja, bo natychmiast obliczono, że gdyby wyposażyć podstawowy czołg wojsk pancernych USA, M1 Abrams, w silnik elektryczny, to – aby utrzymać dotychczasowe parametry tego pojazdu – za Abramsem musiałby podążać pojazd takich samych rozmiarów cały będący baterią.
To tylko jeden z wielu absurdów związanych z energetyką i nadziejami na jej szybkie „zazielenienie”. Inny, bardziej powszechny, dotyczy motoryzacji. Norwegia należy do tych państw, w których sprzedaż samochodów elektrycznych rosła najszybciej i w 2022 roku pojazdy elektryczne stanowiły aż 80 proc. wszystkich sprzedawanych na tym rynku pojazdów osobowych. Co jednak zaskakujące, tak gigantyczna wielkość – dla całej Unii Europejskiej ten wskaźnik to tylko 10 proc. – w minimalnym stopniu wpłynęła na wielkość zużytych tradycyjnych paliw. Powodem jest to, że przy dzisiejszej infrastrukturze oraz tempie ładowania samochody elektryczne są używane przede wszystkim na krótkich dystansach, a do wyjazdów na dłuższe trasy – na których, globalnie, zużywa się lwią część energii – używane są auta napędzane tradycyjnymi paliwami. Z szacunków wynika, że do lekkiego spadku zużycia produktów naftowych w Norwegii w ostatnich latach bardziej dołożyła się poprawa efektywności działania tradycyjnych, benzynowych i dieslowskich silników niż wprowadzenie na rynek aut elektrycznych.
W dość powszechnym przekonaniu auta elektryczne są pojazdami bezemisyjnymi, czyli nie generują zanieczyszczania środowiska. Ale to błędne przekonanie. Do wyprodukowania baterii elektrycznych napędzających tego rodzaju pojazdy zużywa się bardzo wiele surowców – m.in. miedzi, niklu, kobaltu – a przy ich wydobyciu pracują ciężkie maszyny zużywające gigantyczne ilości paliwa dieslowskiego.
Konsumpcja energii jest pozytywnie skorelowana z rozwojem gospodarczym, żeby PKB per capita mogło rosnąć, musi zwiększać się zużycie energii , a jej większość ze względów technologicznych będzie pochodziła z tradycyjnych źródeł. Przeciętny Hindus konsumuje obecnie 1,25 baryłki ropy naftowej rocznie, w Polsce ten wskaźnik wynosi niespełna 7, a Amerykanin czy Koreańczyk z południa konsumują po 20 baryłek ropy rocznie. Tymczasem Indie ze swoim potencjałem ludnościowym mają ambicję, aby szybko dołączyć do grupy najważniejszych państw świata. Szybki rozwój planują także kraje całej południowo-wschodniej Azji i wiele państw afrykańskich. Aby ten cel osiągnąć, muszą zwiększyć zużycie energii. Innej drogi po prostu nie ma.