Kolejny spadek spowodował dość pozytywną reakcję rynków, które w maju co prawda tak mocno nie zachwycają, ale w dalszym ciągu jest to dość dobry jak dotąd miesiąc dla inwestorów. Tutaj warto dodać, że swoją siłę kolejny raz w ostatnich miesiącach pokazuje warszawski parkiet, który w żaden sposób nie odstaje od głównych indeksów zagranicznych. Na uwagę zasługują też główne spółki technologiczne, które po zeszłorocznej przecenie od początku roku pokazują zdecydowaną przewagę nad szerokim rynkiem akcji. Tutaj przyczyna jest prosta, ostatni sezon wyników pokazuje dość przyzwoite trendy w sprawozdaniach spółek, a główny czynnik ubiegłorocznej przeceny, czyli wzrost rynkowych stóp procentowych, zdecydowanie przyhamował i istnieje niezerowa szansa, że ulegnie w najbliższym czasie odwróceniu.

W tym miejscu jednak warto jak mantrę powtórzyć jedno stwierdzenie – zatrzymanie cyklu podwyżek stóp procentowych nie oznacza z definicji rychłego (w perspektywie kilku kolejnych miesięcy) tzw. pivotu głównych banków centralnych w kierunku obniżek. Poziomy inflacji, czy to globalnie, czy w poszczególnych krajach i regionach, co prawda wyhamowały, ale w dalszym ciągu utrzymują się dużo powyżej celów inflacyjnych większości banków centralnych. I jeśli czynników, które wskazywałyby na szybkie przyspieszenie tempa wzrostu cen, wydaje się być na horyzoncie coraz mniej (zakładając brak trudnych do przewidzenia szoków podaży, w szczególności na rynku surowców), to równie mało jest przesłanek za tym, by obecny poziom wzrostu cen miał się w najbliższych miesiącach w istotny sposób obniżyć.

Powyższa teza wynika przede wszystkim z obserwacji zachowań konsumentów, którzy w ostatnich miesiącach przyjęli do wiadomości obecny poziom wzrostu cen jako coś stałego. Z powyższego założenia wynika jeden mały paradoks – im więcej osób przyjmuje, że wysoka inflacja jest czymś stałym, tym dłużej ten stan będzie się utrzymywać, zarówno z uwagi na politykę cen poszczególnych podmiotów na rynku, jak i na utrzymującą się presję płac. Dość szeroką analizę tego problemu przedstawił w jednym z ostatnich wydań „The Wall Street Journal”, w tym miejscu przedstawiam wyłącznie bardzo ogólne wnioski opisujące ten problem. Wnioski są jednak mocno niepokojące, wskazują na to, że przy takim stanie rzeczy jedynie silna recesja może zdusić obecny wzrost cen do znanych nam jeszcze dwa lata temu poziomów. A tę mogą wywołać dalsze podwyżki stóp przez banki centralne. Pytanie tylko, czy pójdą one tym tropem, czy po prostu, podobnie jak konsumenci, zweryfikują na nowo sposób postrzegania inflacji. W dłuższym terminie ani jedna, ani druga opcja nie jest optymistyczna dla rynków.