Odpowiedź na pytanie, czy ostatni „kryzys” bankowy się już zakończył, jest dość odważną tezą, jakkolwiek przełożenie tej sytuacji na systemową sytuację rynkową poszło, przynajmniej chwilowo, w zapomnienie. Po widocznych jeszcze kilka tygodni temu zawirowaniach rynkowych ślad powoli zanika i nastąpiło gremialne odrabianie strat. Na rynkach akcji jest to najbardziej jaskrawe w przypadku spółek wzrostowych, najbardziej wrażliwych na możliwe zmiany polityki monetarnej. Te w ciągu kilku ostatnich sesji zdecydowanie zaczęły odrabianie poniesionych w ostatnich tygodniach strat. Sytuacja związana z rentownościami obligacji uległa uspokojeniu i rynek wydaje się powracać na znane w poprzednich miesiącach tory, gdzie kluczowe staje się oczekiwanie na zakończenie w tym roku polityki zacieśniania monetarnego przez główne banki centralne.
Trudno jednak bezrefleksyjnie zachwycać się obecnym optymizmem. Ostatni wzrost można bardziej określić jako tak zwaną wspinaczkę po ścianie strachu, gdzie rynek wycenia minimalizacje istniejących obecnie ryzyk. Oczywiście wcześniejsze porównania obecnej sytuacji z kryzysu w latach 2007–2009 są niezbyt dobrze trafione, jakkolwiek realna ocena długoterminowego wpływu zachwiania w sektorze bankowym jest istotnie trudna do oszacowania. Zarówno pod kątem oceny ważności ostatnich wydarzeń, jak i długoterminowych implikacji. Część inwestorów przeszła w tryb wait and see, gdzie oczekuje z dalszymi ruchami na rozwój wydarzeń. Podobnie zresztą rzecz ma się z oceną skali ewentualnej recesji w gospodarce i czasu jej trwania, a tym samym przełożenia powyższego na politykę głównych banków centralnych.
Podobne tendencje możemy obserwować na naszym podwórku, gdzie początkowo silnie dotknięte wyprzedażą banki dość szybko powróciły na ścieżkę wzrostu. Na ten moment wydaje się, że ewentualne dalsze globalne zawirowania w sektorze będą miały niewielki wpływ na krajowy rynek bankowy. Pozostają oczywiście wewnętrzne czynniki ryzyka, jak potencjalne przedłużenie wakacji bankowych, czy dalsze możliwe rozwiązania kwestii kredytów frankowych, ale przynajmniej ten ostatni czynnik jest dość mocno rozłożony w czasie, nawet w przypadku najbardziej negatywnego scenariusza i rynek, przynajmniej chwilowo, nie bierze go silnie pod uwagę.
Patrząc z perspektywy globalnej, część odpowiedzi odnośnie do dalszego rozwoju sytuacji na rynkach akcji będziemy mogli poznać przy okazji sezonu wyników za pierwszy kwartał. Do tego czasu brak nowych elektryzujących informacji może okazać się całkiem dobrym rozwiązaniem dla inwestorów.