Jedną z ciekawych strategii jest inwestowanie zgodnie z cyklem koniunkturalnym. W teorii bowiem pewne aktywa radzą sobie najlepiej w danym momencie cyklu.
Wystarczy posiadać te preferowane aktywa i wówczas nasz portfel powinien dobrze się prezentować na tle czysto pasywnego podejścia. Tyle mówi teoria, niestety z praktyką jest zdecydowanie gorzej.
Zidentyfikować bowiem można przynajmniej dwie wady takiego podejścia. Pierwsze wiąże się z samym faktem, czy aktywa rzeczywiście idealnie zgodnie z teorią reagują na cykle występujące w gospodarce. Zależność z pewnością jest silna, ale daleka od doskonałości.
Wynika to z faktu zmieniających się wycen, które dodatkowo decydują o atrakcyjności danego aktywa. Ten problem można jednak próbować obejść, uwzględniając nie tylko relatywną, ale także absolutną atrakcyjność aktywów. Gorzej może być z drugim ważnym problemem.
Wiąże się on z poprawną identyfikacją, w jakim momencie cyklu się znajdujemy. Sam cykl często dzielony jest na cztery fazy. Pierwsza to inflacyjne spowolnienie, w którym preferowana powinna być gotówka. Druga to dezinflacyjna faza spowolnienia, gdzie obligacje powinny być pierwszym wyborem inwestora.