Jest taka piękna sentencja z kultowego skeczu „Sęk” Kabaretu Dudek. Chodzi o pierwszą reakcję Kuby Goldberga na informację o interesie do zrobienia. Odpowiada: „Interes? Ile można stracić?”. Mimo że jest to tylko skecz, to dobrze obrazuje, jakie powinno być najważniejsze pytanie przy każdej inwestycji. Dzwoniący odpowiada: „Co się mnie pytasz, ile można stracić? Się mnie natychmiast zapytujesz, ile można zarobić!”. Taki jest niestety tok myślenia przytłaczającej większości inwestorów. Jakie są tego efekty? Przykładowo takie, że w październiku 13. miesiąc z rzędu klienci więcej środków wypłacali z funduszy inwestycyjnych, niż do nich wpłacali. Najwidoczniej nie byli odpowiednio przygotowani na trudniejsze w tym roku środowisko inwestycyjne.

Niestety, większość osób inwestuje wyłącznie dlatego, żeby zarobić, i to najlepiej konkretną kwotę bądź odpowiedni procent. Wizja zysku jest na początku dość klarowna, ale nie towarzyszy jej alternatywna sytuacja związana z możliwą stratą. Gdy się ona pojawia, to zaczynają się problemy. Inwestor z reguły nie wie, co zrobić, i prędzej czy później dokona wypłaty. Wpływ na to ma nieprzyjemne uczucie straty, na którą nie było się przygotowanym.

Zupełnie inaczej wyglądałaby ta sytuacja, gdybyśmy na samym początku zdawali sobie sprawę z dwóch istotnych kwestii. Pierwsza wiąże się z akceptacją z ryzyka inwestycyjnego jako takiego. Ryzyko od zawsze nas otaczało i de facto jesteśmy jego świadomi w wielu dziedzinach naszego życia. Powinniśmy być więc świadomi, że świat inwestycji także wiąże się z ryzykiem. Na szczęście tym ryzykiem możemy zarządzać. To zarządzanie jest drugą ważną kwestią inwestowania i wiążę się z oceną swojej zdolności do akceptacji strat. Sprowadza się to do odpowiedzi na pytanie ze wspomnianego skeczu: „ile mogę stracić?” lub „jaką stratę mogę zaakceptować?”. Szczera odpowiedź determinuje naszą alokację. Im mniejsza akceptacja straty, tym mniej ryzykownych aktywów w naszym portfelu.

Zdecydowanie lepiej z tym ryzykiem radzą sobie bardziej wyedukowani inwestorzy oraz osoby z obraną i później konsekwentnie realizowaną strategią inwestycyjną. Obrazują to napływy kapitału do funduszy ETF. Nieźle pod tym względem radzi sobie rodzimy dostawca tego typu rozwiązań, choć największe doświadczenie ma z pewnością Vanguard. Jego podstawowe fundusze nie doświadczają odkupów znanych z krajowych TFI. Może więc warto przed każdą inwestycją zadać sobie pytanie, jakie czynniki ryzyka się z nią wiążą i czy jestem w stanie je zaakceptować. Zyski powinny być miłą nagrodą dla osób, które nie pominęły tych ważnych pytań.