Przypomnijmy, wczorajsza wyprzedaż naszej waluty była wynikiem zapoczątkowanej korekty na rynkach akcji i surowców (ponownego wzrostu awersji do ryzyka), powrotu spekulacji wokół tegorocznego budżetu (ze spekulacjami wokół wzrostu stawki VAT, które później zostały zdementowane), a także problemów z długiem Łotwy. Z trzech czynników, najważniejszy wydaje się być ten ostatni. Zdaniem obserwatorów problemy gospodarcze tego kraju (w I kwartale PKB Łotwy spadł o 18,6 proc. r/r), problemy z budżetem i obsługą zadłużenia, sprawiają, iż kwestia dewaluacji tamtejszej waluty, która jest sztywno powiązana z euro, jest dość prawdopodobna. Wczoraj tamtejszy premier, Valdis Dombrovskis, zaapelował wczoraj do Międzynarodowego Funduszu Walutowego o szybkie wsparcie finansowe. Stabilności brakuje też Litwie, co sprawia, iż inwestorzy na poważnie obawiają się eskalacji kryzysu w krajach bałtyckich. Zwłaszcza, że odbiłby się on rykoszetem na kondycji europejskich banków, zwłaszcza szwedzkich.
Wczoraj wieczorem handel na Wall Street zakończył się wprawdzie na spadkach, jednak nie były one zbyt duże. To sprawia, iż dzisiaj rano Europa rozpoczyna handel na niewielkich plusach. Obserwujemy też odreagowanie na rynku surowców, a także powrót EUR/USD powyżej 1,42. Wieczorne minimum tej pary to 1,4108. Nasz resort finansów kolejny raz zdementował pogłoski, jakoby rozważał możliwość podniesienia stawek VAT. Głos zabrał sam premier Donald Tusk, który dzisiaj rano przyznał, iż rząd chciałby uniknąć podwyżek podatków, ale i też drastycznego wzrostu deficytu. Niemniej, można odnieść wrażenie, że jednak coś jest na rzeczy, a to nie będzie sprzyjać uspokojeniu nastrojów inwestorów.
Dzisiaj kluczowym wydarzeniem będą posiedzenia Banku Anglii (godz. 13:00) i Europejskiego Banku Centralnego (13:45). W pierwszym przypadku oczekuje się utrzymania stóp na rekordowo niskim poziomie 0,5 proc. i ewentualnego zwiększenia działań „quantitative easing”, czyli m.in. zakupów rządowych obligacji. W drugim podobnie (tutaj stopa procentowa wynosi obecnie 1 proc.), a ECB zadeklarował ostatnio w ramach QE kwotę 60 mld EUR (teraz być może zobaczymy więcej szczegółów, jak będą one wydane). Kluczową kwestią będzie jednak publikacja zrewidowanych prognoz PKB i inflacji na lata 2009-2010. Ekonomiści spodziewają się, iż w opinii ECB gospodarka skurczy się w tym roku o 2,2-3,2 proc., a w przyszłym nastąpi nieznaczna poprawa (przedział wahań od -0,7 proc. do 0,7 proc. ). W przypadku inflacji w tym roku widełki kształtują się następująco: 0,1-0,7 proc., a w przyszłym 0,6-1,4 proc. Szczegóły poznamy podczas konferencji prasowej szefa ECB, która rozpocznie się o godz. 14:30. W kontekście ostatnich szacunków inflacji HICP w maju (spadła do zera), nie można też wykluczyć pewnego zaskoczenia, w postaci sugestii, co do cięcia stóp procentowych na początku lipca. Byłby to świetny pretekst do rozpoczęcia większej korekty notowań EUR/USD.
Wczoraj dolar otrzymał wsparcie ze strony azjatyckich banków centralnych, których przedstawiciele zadeklarowali, iż nie zrezygnują z zakupów amerykańskich obligacji rządowych, nawet jeżeli USA będzie grozić obniżka ratingu. Informacja ta przyczyniła się do nieznacznego spadku rentowności długoterminowych papierów, jednak czy to wystarczy? Szef FED, przemawiający wczoraj przez Izbą Reprezentantów przyznał, iż obecnie największym problemem staje się nadmierny deficyt budżetowy i wezwał do podjęcia działań prowadzących do jego zmniejszenia. Tematowi dalszych zakupów obligacji w ramach programu „QE” nie poświęcił wiele, a przecież jest to jeden z elementów prowadzących do dalszego rozdmuchiwania niebezpiecznego balona.
[b]EUR/PLN:[/b] Trend wzrostowy zaczyna być coraz wyraźniejszy. Na razie powstrzymał go opór na 4,55, który to poziom wyznaczany jest przez maksimum z 28 maja b.r. To może prowokować do powrotu w kierunku wsparcia 4,50-4,51, choć niekoniecznie. Trzeba mieć na uwadze, iż naruszenie 4,55 doprowadzi do szybkich wzrostów w kierunku 4,58-4,60.