Co prawda polska waluta nie była tak silna jak na przykład południowoafrykański rand czy turecka lira, które był już najmocniejsze od ponad roku, ale powoli odrabiała ostatnie „wpadki”. Rano za euro płacono już tylko 4,1860 złotego, zaś za dolara 2,80 złotego.
W dalszej części dnia złoty tracił na wartości mimo, iż do inwestorów napływały dobre informacje. Zarówno wyniki Goldman Sachs, jak i Citigroup były wyraźnie lepsze niż oczekiwano. Ponadto wskaźnik aktywności w rejonie Nowego Jorku wskazał na znaczną poprawę aktywności, a tygodniowe dane z rynku pracy pokazały mniejszą liczbę nowych bezrobotnych. Nieznacznie rozczarował jedynie wskaźnik aktywności w rejonie Filadelfii pokazując minimalnie większy niż oczekiwano spadek. Mimo tych dobrych danych nastroje na zagranicznych rynkach pogorszyły się, co można tłumaczyć tym, że po bardzo dobrej passie inwestorzy postanowili zrealizować część zysków. To przełożyło się na osłabienie złotego, który ignorował sygnały krajowe, takie jak potwierdzenie wycofania RWE z prywatyzacji Enei, czy też informację o wykonaniu budżetu (minimalnie lepszym w porównaniu do planu). Sytuację poprawiła nieco kontra inwestorów po otwarciu kasowej sesji na Wall Street i w rezultacie złoty stracił tylko po ok. 2 grosze wobec euro i dolara. Pod koniec handlu w Warszawie euro kosztowało 4,21 złotego, dolar 2,8250 złotego, zaś frank 2,78 złotego. Zachowanie polskiej waluty nadal w największym stopniu zależeć będzie od wyników amerykańskich spółek, które poznamy jeszcze dziś wieczorem (Google, IBM), oraz jutro (Bank of America, GE), a także przyjęcia tych wyników przez amerykański rynek akcji.
Przemysław Kwiecień
Główny Ekonomista
X-Trade Brokers Dom Maklerski S.A.