Co prawda nie był to ruch nieprzerwany (można raczej mówić o "pełzającym" umocnieniu), ale fakt faktem, kurs EUR/PLN kończył tydzień w okolicy ponadrocznego minimum (w najlepszym momencie za euro trzeba było w piątek płacić jedynie 4,0239).
Jako bezpośredni impuls do takiego rozwoju wydarzeń traktować można pozytywne nastawienie zagranicznych inwestorów względem Polski (i ogólnie rynków wschodzących), uwidocznione w czasie ostatniej udanej sprzedaży euroobligacji.
Z technicznego punktu widzenia długoterminowy trend spadkowy EUR/PLN (czyli trend umacniający złotego) nie budzi w tej sytuacji wątpliwości. Wychodząc z założenia, że do zatrzymania, a następnie zmiany tego trendu potrzeba czynników o wyjątkowo dużej sile, to na dobre złotemu zaszkodzić mogłoby dopiero załamanie ożywienia gospodarczego. Nie mówię tu oczywiście o przejściowych, nawet kilkutygodniowych korektach, które na rynku walutowym są chlebem powszednim graczy.
Co ciekawe, złotemu w niewielkim stopniu zaszkodziło widoczne w piątek wyraźne umocnienie dolara względem euro. Kurs EUR/USD spadł do 1,4357, co jest poziomem najniższym od pięciu dni.