Przyczyną osłabienia złotego w pierwszej części dnia był spory spadek notowań na parze EURUSD związany z (kolejnym) powrotem greckich kłopotów. W miniony weekend kraje strefy euro sprecyzowały warunki pakietu pomocowego, co miało w zamyśle obniżyć rynkową premię za ryzyko od greckiego długu. Początkowo rentowności greckich obligacji rzeczywiście obniżyły się, ale od wczoraj ponownie rosną. Pomoc oznacza bowiem, że maleje ryzyko bankructwa Grecji w kolejnych miesiącach, ale już niekoniecznie w kolejnych latach. Tym samym rentowności greckiego długu nie spadną tak długo, jak rynek nie uwierzy w rzeczywistą poprawę w greckich finansach publicznych.
W drugiej części dnia złoty odrobił część strat po tym jak rynek spokojnie przyjął raczej słabe dane makroekonomiczne z USA. Co prawda wskaźnik aktywności w rejonie Nowego Jorku wzrósł do poziomu 31,86 wobec oczekiwanych 24 pkt., nieco lepszy był też wskaźnik dla Filadelfii (20,2 pkt. wobec oczekiwanych 20 pkt.), jednak znacznie słabsze były tygodniowe dane z rynku pracy (wzrost liczby nowych bezrobotnych do 484 tys., wobec oczekiwanych 440 tys.) oraz dane o produkcji (+0,1% m/m wobec oczekiwanych +0,7% m/m).
Sytuacja na amerykańskim rynku pracy może być jednak powodem do niepokoju. Rynek za dobrą monetę przyjął miesięczne dane o zatrudnieniu za marzec (publikowane w Wielki Piątek), które pokazały wzrost zatrudnienia rzędu 160 tys., jednak wzrost wynikał głównie z czynników jednorazowych. Tygodniowe dane natomiast sugerują, że nie można jeszcze mówić o trwałym powrocie do wzrostu zatrudnienia w amerykańskiej gospodarce. Jeśli czynnik ten przełożyłby się na przecenę na rynkach akcji, złoty straciłby na wartości.
Pod koniec czwartkowych notowań za euro płacono 3,86 złotego, zaś za dolara 2,85 złotego. Frank szwajcarski kosztował 2,69 złotego. Do końca tygodnia najważniejszymi wydarzeniami dla rynków będą publikacje raportów największych amerykańskich firm takich jak Google, Bank of America i General Electric.
Przemysław Kwiecień