Wspinaczkę tę można interpretować w pierwszym rzędzie jako oznakę rosnącego apetytu na ryzykowne aktywa na świecie i ogólnej odwilży na rynkach.
Na dłuższą jednak metę ostatnie osiągnięcia euro są ciągle mało imponujące. Od maja 2011 r. na wykresie EUR/USD nieprzerwanie widać klasyczną strukturę trendu spadkowego, z położonymi coraz niżej kolejnymi dołkami. Ostatnie umocnienie euro w tym kontekście stanowi zaledwie jedną z wielu korekt. Wzrost nabierze znaczenia dopiero wraz z pokonaniem szczytu z połowy czerwca leżącego na wysokości 1,275. Pytanie, czy w tzw. międzyczasie nie powrócą tradycyjne obawy od miesięcy regularnie trzęsące notowaniami.
Co ciekawe, taka każąca zachować ostrożność sytuacja na wykresie eurodolara w niewielkim stopniu przekłada się na wykres złotego względem euro. Sierpniowe przebicie dołka z początku marca sprawiło, że począwszy od grudnia ub.r., można tu mówić o trendzie spadkowym. Dalsze umocnienie złotego jest prawdopodobne z czysto technicznego punktu widzenia, choć scenariuszowi takiemu może zaszkodzić ewentualne pogorszenie nastrojów na rynkach ryzykownych aktywów.