Członkowie RPP również śmielej prezentują oczekiwania za pośrednictwem prasy i podczas spotkań z inwestorami. Przyglądając się temu, nie można się oprzeć wrażeniu, że istnieją spore rozbieżności dotyczące oceny tempa przyszłego wzrostu PKB. Czy ekonomiści instytucjonalni, uwzględniając spowalniające otoczenie Polski i ryzyko związane z Brexitem, prawidłowo oczekują, że wzrost PKB będzie oscylował w okolicy 3 proc. w najbliższych kilku kwartałach? Czy może to członkowie naszej RPP mają rację, spodziewając się tempa wzrostu zbliżonego do tego z czasów przed upadkiem Lehman Brothers, tj. ok. 4 proc.? Skąd ta różnica? Czy te optymistyczne oczekiwania są poparte analizą, konkretną wiedzą o ruszających inwestycjach infrastrukturalnych bądź o większej konsumpcji napędzanej programem 500+? A może błędne są ostatnie badania sugerujące, że możliwe do osiągnięcia tempo wzrostu w naszym regionie jest dużo niższe niż kilka lat temu z powodu m.in. zmian demograficznych? Czy też jest to życzenie, „bo Polacy na taki wzrost zasługują"? Ktoś niewątpliwie będzie rozczarowany, a dobre obstawienie zwycięzcy tego „sporu" pozwoli solidnie zarobić. Po pierwsze dlatego, że od tempa wzrostu zależy nasza sytuacja fiskalna, a więc i premia za ryzyko kredytowe. A po drugie, RPP podejmować będzie decyzję o dostosowaniu stóp procentowych na podstawie tych danych.