Dla jednych banków centralnych są to komfortowe warunki, by utrzymywać politykę monetarną bez zmian, ale dla wielu są to sygnały, by porzucać łagodne nastawienie. W przypadku decyzji tych drugich pojawiają się głosy krytyczne, że zacieśnianie monetarne doprowadzi do aprecjacji kursu i zdławienia inflacji. Ale co, jeśli za wszystkim stoi plan, według którego do aprecjacji nie dojdzie?
W tym tygodniu dostaliśmy dwa interesujące sygnały. Najpierw Bank Kanady wbrew oczekiwaniom większości podniósł stopę procentową o 25 pkt baz. do 1 proc., a w komunikacie bank stwierdził, że neutralny poziom widzi na 2,5–3,5 proc., co pokazuje, że szykuje się do większego cyklu. Tymczasem rynek ledwo myślał o dwóch podwyżkach na przestrzeni następnych dwóch lat. Z kolei EBC całkowicie zaprzepaścił szanse, by werbalnie osłabić EUR. W rewizji prognoz inflacji na kolejne dwa lata (w dół o marne 0,1 pkt proc.) nie widać wielkich zmartwień siłą waluty. Inaczej korekty byłyby większe, a tak wychodzi na to, że EBC liczy na mocniejszy wkład ekspansji gospodarczej. Co więcej, do prognoz przyjęto kurs EUR/USD na poziomie 1,18 średnio w latach 2018–2019. Albo bank nie docenia potencjału do dalszej aprecjacji EUR, albo spodziewa się wpływu czynników hamujących zwyżki.
I tu pojawia się miejsce dla teorii spiskowej. Co jeśli główne banki centralne umówiły się na zbiorowe odejście od ultrałagodnej polityki pieniężnej? Jeśli wzrost gospodarczy ma pozostać silny, to presja płacowa prędzej czy później musi się przebudzić i ekspansywna polityka monetarna będzie niepotrzebna. Jeśli prawie wszyscy w G10 będą podnosić stopy (wygaszać QE) w tym samym czasie, relacje między stopami rynkowymi zostaną utrzymane bez presji na kurs walutowy i obniżania inflacji importowej. Korzyści? Zmniejszenie nadpłynności w systemie finansowym i przeciwdziałanie zwyżkom cen aktywów (zagrożenie bańkami). To ważne kwestie w polityce monetarnej, które często są pomijane w dyskusji o ruchach banków centralnych.
Jeśli tajne porozumienie zostało faktycznie zawarte, czeka nas więcej zaostrzania polityki i to także tam, gdzie rynek ma największe wątpliwości. Fed wcale nie musi być tak daleki od kolejnych podwyżek, jak się rynkom wydaje. Oczekiwałbym też zmiany nastawienia Riksbanku i Norges Banku. Tylko Bank Japonii i SNB będą zadowolone z utrzymania słabości jena i franka, a Bank Anglii ma inne, brexitowe problemy na głowie.