Równocześnie w październiku zyski chińskich spółek przemysłowych spadły w stosunku do poziomu sprzed roku o 9,9 proc., co jest największym spadkiem przynajmniej od 2011 r., od kiedy takie dane są dostępne. To sugeruje, że Chiny zaczynają jednak odczuwać skutki wypowiedzianej im przez USA wojny handlowej. Może to oznaczać, że władze Chin będą bardziej skłonne do ustępstw w toczących się negocjacjach z rządem USA.
W zeszłym roku Wall Street zaskoczyła największym grudniowym spadkiem od czasu Wielkiej Depresji, więc można sobie wyobrazić, że początek następnego miesiąca przyniesie spadek cen akcji, który przestraszy wszystkich wizją powtórki tego scenariusza. Wydaje się jednak, że tym razem jeszcze przed świętami Bożego Narodzenia doczekamy się wreszcie ogłoszenia przedwyborczego zawieszenia broni w amerykańsko-chińskiej wojnie handlowej, które pozwoli z jednej strony oddalić perspektywę Chinageddonu (o powiedzmy pół roku), a z drugiej doholować Donaldowi Trumpowi w miarę przyzwoitą koniunkturę gospodarczą do czasu wyborów prezydenckich w listopadzie przyszłego roku. Reakcją rynków akcji na tę dobrą nowinę powinny być silne zwyżki cen (chociaż „decenniall pattern" sugeruje, że mogą one okazać się dosyć krótkie). Inną reakcją na zawarcie oczekiwanego porozumienia powinno być silne osłabienie dolara i spadki cen obligacji.
Przedłużenie fazy ożywienia gospodarczego w USA trwającego od 2009 r. do czasu przyszłorocznych wyborów prezydenckich będzie trudne, bo w przeszłości zachowanie różnicy pomiędzy rentownością 10-letnich obligacji skarbowych rządu USA a stopą trzymiesięcznych bonów skarbowych wyprzedzało dynamikę PKB aż o średnio 16 miesięcy. To oznacza, że inwersja krzywej rentowności (niezawodny od pół wieku wskaźnik ostrzegający przed gospodarczą recesją w USA), która osiągnęła swoje apogeum pod koniec sierpnia br., wywrze najbardziej negatywny wpływ na koniunkturę gospodarczą w USA gdzieś pod sam koniec przyszłego roku, czyli w okolicach wyborów (to przyczyna, dla której Trump tak bardzo pomstował na Fed w tym roku).
Na naszym podwórku optymizm krajowych inwestorów indywidualnych, którego ponad 2,5-letnie maksimum w momencie zastukania przez WIG20 od dołu w opadającą średnią 200-sesyjną było silnym sygnałem ostrzegającym przed korektą, stopniowo się schładza (w czwartek saldo optymistów i pesymistów w sondażu INI SII wyniosło 13,2 pkt proc. wobec 41,4 pkt proc. dwa tygodnie wcześniej). Można zakładać, że osiągnięcie przez ten wskaźnik sentymentu poziomów z końca sierpnia (minus 4,3 pkt proc.) lub pierwszej połowy października (2,6 pkt proc.) wystarczy, by można było znów myśleć o wzrostowych scenariuszach. ¶