W listopadzie indeks PMI dla sektora przemysłowego w Chinach dość nieoczekiwanie wzrósł do 50,2 pkt z 49,3 pkt miesiąc wcześniej, co nie tylko było wzrostem wyższym od prognoz (49,5 pkt.), ale też pierwszym od kwietnia odczytem powyżej granicznego poziomu 50 pkt, który oddziela rozwój od recesji w tym sektorze chińskiej gospodarki.
Jednocześnie pozytywnie zaskoczył analogiczny indeks PMI dla sektora usług, który w listopadzie wzrósł do 54,4 pkt z 52,8 pkt i miał najwyższą wartość od marca. Jeżeli ten obraz uzupełnić o dane z europejskiego przemysłu, gdzie też pojawiły się nieśmiałe sygnały poprawy, to można było mieć nadzieję na dobrą końcówką roku na giełdach, gdzie indeksy dyskontują przyszłą poprawę koniunktury. Powyższe oczekiwania były tym bardziej zasadne, że gra pod przyszłe podpisanie tzw. pierwszej fazy porozumienia handlowego pomiędzy USA a Chinami wciąż stanowi jeden z podstawowych motorów mogących pchać indeksy w górę.
I tu na scenę wchodzi prezydent Trump. Jego zapowiedź przywrócenia ze skutkiem natychmiastowym ceł na import stali i aluminium z Brazylii i Argentyny, co ma być retorsją za szkodliwą dla amerykańskiego rolnictwa dewaluację walut obu tych państw, wywraca nastroje do góry nogami. I nie bez powodu. Bo sytuacja wygląda naprawdę groźnie. Pokazuje to, że nawet przyszłe podpisanie wstępnej umowy handlowej z Chinami nie zakończy tematu wojen handlowych. Bo jeżeli na chwilę zniknie temat Chin, to pojawią się inne fronty. W tym ten najbardziej groźny z punktu widzenia europejskich giełd i całej gospodarki, czyli spór o samochody z Unią Europejską.
W tej sytuacji rodzi się pytanie, czy prezydent Trump przekreślił właśnie szansę na rajd Świętego Mikołaja na giełdach? Mało prawdopodobne. Inwestorzy mają dość krótką pamięć, a chciwość zazwyczaj wygrywa ze strachem. Dlatego Wall Street, nawet poważnie obawiając się eskalacji wojen handlowych, zapewne będzie chciało dotrwać do końca roku w pobliżu rekordów, odkładając ewentualną realizację zysku na okres po Nowym Roku. ¶