W pierwszej chwili ta awaryjna obniżka przestraszyła amerykański rynek akcji („sprawa musi być poważna, pewnie wiedzą coś, czego my nie wiemy"), ale dzień później indeksy wznowiły próbę odreagowania spadków. Te zwyżki były o tyle uzasadnione, że po spadku rentowności 10-letnich obligacji do rekordowo niskich poziomów (1,02 proc. za zamknięcie; w czwartek nawet 0,94 proc.) relatywna wycena S&P 500 z wykorzystaniem czy to prognozowanych przez analityków na następne 12 miesięcy zysków, czy to średnich zysków z minionej dekady (Cyclically Adjusted Price Earnings Ratio profesora Shillera, CAPE) stała się równie atrakcyjna jak w dołkach na przełomie lat 2008/2009, w latach 2011/2012 czy w 2016 r.). W ten sam sposób obligacje stały się relatywnie drogie względem akcji. Oczywiście ta zależność, która zadziałała trzy razy z rzędu, może zawieść tym razem, ale wymagałoby to najprawdopodobniej całkowitego wymknięcia się epidemii koronawirusa spod kontroli, co w świetle chińskich danych wydaje się mało prawdopodobne. Oczywiście ktoś może je kwestionować, ale przykłady Hongkongu i Singapuru, gdzie mimo silnej ekspozycji na Chiny liczba przypadków choroby wynosi odpowiednio raptem 105 i 117, i to pomimo braku wprowadzenia drakońskich metod przeciwdziałania charakterystycznych dla Chin kontynentalnych, sugeruje, że jest to mało prawdopodobne. No, chyba że zachodnie społeczeństwa okażą się znacznie bardziej niezdyscyplinowane, a rządy znacznie bardziej niekompetentne od swoich azjatyckich odpowiedników, co oczywiście jest możliwe.
Ostatnie silne spadki i późniejsze dynamiczne odbicia w górę miały wszystkie cechy momentów, w których właściwy spadek przechodzi w wielotygodniową męczącą fazę akumulacji, która na słabszych rynkach produkuje – ale już bez dużej dynamiki spadku – nowe dołki (niepotwierdzone na wskaźnikach typu MACD czy RoC). Dobrym wzorcem dla scenariuszy na najbliższy czas wydaje się tąpnięcie z sierpnia 2011, po którym nastąpił długotrwały męczący trend boczny.
Wreszcie przestraszyli się pytani o opinię na temat perspektyw rynku akcji w cotygodniowym sondażu SII krajowi inwestorzy indywidualni. Saldo INI SII spadło do -17 proc., czyli najniższego poziomu od maja ub.r. To oczywiście nie jest jakiś bardzo mocny sygnał z kontrariańskiego punktu widzenia (pogorszenie się sentymentu po silnym spadku jest naturalne, a w listopadzie 2018 r. to saldo spadło nawet do -45,6 pkt proc.), ale mimo wszystko te wskazania senty- mentu przestały być uporczywie wysokie, co w poprzednich tygodniach ciągle ostrzegało przed możliwością realizacji pesymistycznych scenariuszy rynkowych (w dołkach z lat 2011/2012 saldo INI SII osiągnęło minima w strefie -19,8-21,4 pkt proc.). ¶