Informacja o zerwaniu trwającego od początku 2016 r. porozumienia doprowadziła do przeceny „czarnego złota" o kilkadziesiąt procent. Dziś cena oscyluje w granicach dołków z początku 2016 r., co rodzi naturalne pytanie, kto jest w stanie najdłużej produkować przy tak niskich wycenach rynkowych? W rozważaniach należy również wziąć pod uwagę USA, które odgrywają tu istotną rolę. Faktem jest, że podczas gdy kraje OPEC+ od ponad trzech lat ograniczały udział w rynku poprzez restrykcyjną politykę cięć, Amerykanie zwiększali produkcję z łupków, co wpłynęło na powiększenie ich udziału w rynku o ok. 4 pkt proc.

Wśród analityków oraz ekspertów pojawiają się z reguły głosy, jakoby Rosja w tej sytuacji była najlepiej przygotowana na „chude lata". Uzbrojona w rezerwy walutowe przekraczające 500 mld USD, zmienny kurs walutowy oraz eksport ogromnych ilości innych surowców, ma znaczącą przewagę nad Arabią Saudyjską. Niektóre wyliczenia wskazują, że próg opłacalności produkcji ropy w Rosji oscyluje w granicach 40 USD za baryłkę. Na dodatek już od 2017 r. Rosja rozpoczęła proces zasilania narodowego funduszu majątkowego, który miał posłużyć w ciężkich czasach. W przypadku Arabii Saudyjskiej koszty wydobycia są wprawdzie jeszcze niższe niż w Rosji, jednak budżet bilansuje się w okolicach ceny 80 USD za baryłkę. Taka sytuacja stawia Saudów w pozycji, w której cała kwota zabudżetowanego kapitału na „dywersyfikację" gospodarki będzie wykorzystana najpewniej na defensywę w wojnie cenowej.

Trzeba przyznać, że przez moment rynki żyły nadzieją, że zaserwowana „terapia szokowa" będzie miała krótkotrwały przebieg, a obie strony wrócą do rozmów w krótkim czasie, tym bardziej że zmierzająca w obliczu koronawirusa gospodarka globalna znajdzie się najpewniej w II i III kw. 2020 r. w technicznej recesji. Dziś już wiemy, że nadzieje na szybką ugodę zostały rozwiane po odmówieniu udziału Arabii Saudyjskiej w zaplanowanym na 18 marca technicznym spotkaniu OPEC+.

W wojnach cenowych, podobnie jak w handlowych, nie ma z reguły wygranych. Można jedynie mówić o najmniejszych stratach i wydaje się, że w tej sytuacji na tym polu zwycięża Rosja, która jednocześnie jest świadoma tego, że nawet prezydent Trump w obliczu problemów gospodarczych związanych z koronawirusem nie będzie w stanie dostarczyć skutecznego wsparcia dla amerykańskiego sektora naftowego.