Wraz z wybuchem pandemii koronawirusa niemal truizmem stało się stwierdzenie, że ceny złota powędrują mocno w górę. Pierwszym podnoszonym argumentem stał się trwały wzrost awersji do ryzyka, natomiast drugim szeroko zakrojona akcja banków centralnych, która docelowo mocno pobudzi wzrost inflacji na świecie.
Odnosząc się do pierwszego z wymienionych argumentów, należy przyznać, że przyszło nam funkcjonować w bardzo specyficznym środowisku rynkowym. W środowisku tym strach przed utratą zainwestowanych środków przeplata się z obawami związanymi z „przespaniem" ruchów wzrostowych i okazji rynkowych. Obecnie wartość popularnego wskaźnika Fear & Greed znajduje się na poziomie 44, co można uznać za relatywnie niski poziom, z drugiej strony można mieć pewne zastrzeżenia odnośnie do sposobu wyliczenia tego wskaźnika w obecnych uwarunkowaniach rynkowych. Chciałoby się powiedzieć, że jego konstrukcja przy dynamicznie zmieniającej się sytuacji nie oddaje do końca rzeczywistych nastrojów panujących na rynku, co sugeruje, że wśród inwestorów przeważa w chwili obecnej zdecydowanie bardziej „chciwość" niż „strach".
Trudno zatem mówić o trwałym wzroście awersji do ryzyka, podczas gdy amerykański indeks Nasdaq odrobił już „koronawirusowe" straty i znalazł się na dodatnich poziomach od początku roku. Co w takim razie ze wzrostem inflacji? Wiele wskazuje na to, że w najbliższych miesiącach staniemy się świadkami zgoła odmiennego scenariusza, który będzie przebiegał pod znakiem deflacji. Faktem jest to, że banki centralne dostarczą do gospodarek spore ilości pieniądza, które trafią do przedsiębiorstw. Jest to istotna kwestia, która odróżnia obecne luzowanie od akcji prowadzonych przy okazji poprzedniego kryzysu finansowego, w przypadku którego płynność została dostarczona do sektora bankowego. Wydaje się jednak, że wymknięcie się spod kontroli inflacji jest scenariuszem nieco bardziej odległym, gdyż w obecnych warunkach recesyjnych przedsiębiorstwa walczą o przetrwanie, zaniżając ceny i walcząc o klientów. Należy ponadto wspomnieć o niskich cenach ropy naftowej, które mają istotny wpływ na końcową cenę usług i produktów.
Byliśmy i jesteśmy zwolennikami utrzymywania się wzrostowego trendu ceny złota, uważamy jednak, że w najbliższych miesiącach otoczenie dla „królewskiego kruszcu" może nie być do końca sprzyjające. Utrzymujące się środowisko zerowych stóp procentowych, ograniczone zasoby podaży i w końcu wspomniany bodziec inflacyjny – te czynniki sprawiają, że czujemy się komfortowo z pozytywnym poglądem względem złota, jednak z zastrzeżeniem, że na „fajerwerki" będziemy musieli jeszcze poczekać. ¶