Niemiecki DAX spadał cztery sesje z rzędu, co symptomatyczne, koniec tygodnia został zwieńczony wzrostem. Stało się to w tle publikacji danych o PKB za I kwartał, które pokazały największe od dekady kurczenie się niemieckiej gospodarki. Z jednej strony więc można postawić tezę, że inwestorzy zaczęli dostrzegać negatywne dane, z drugiej jednak, sporo wydarzeń rynkowych temu przeczy. Prosty przykład idzie z USA, gdzie tygodniowe dane o nowych bezrobotnych przekroczyły oczekiwania analityków, przez co teoretyczna stopa bezrobocia przekroczyła wartość 20 proc. Rynki co prawda nie zignorowały tej informacji, ale też równie szybko przeszły z nią do porządku dziennego. Zresztą wystarczy spojrzeć na wykresy rentowności amerykańskich obligacji, które po odbiciu kilka dni temu ponownie wyceniają dalsze ruchy rezerwy federalnej, i to wbrew temu, co komunikuje Fed. Można więc śmiało stwierdzić, że paradygmat im gorzej, tym lepiej, ma się dobrze. Spójrzmy na krajowy rynek. Dane o PKB co prawda jeszcze nie były tragiczne, przynajmniej za I kwartał, również prognozy na rok 2020 i kolejny. W przypadku br. EBOiR prognozuje dla Polski spadek PKB o 3,5 proc. i 4-proc. odbicie w przyszłym roku. Komisja Europejska prognozuje spadek krajowego PKB w br. o 4,3 proc., przy europejskiej średniej na poziomie 7,7 proc. Co to oznacza dla perspektyw krajowego rynku akcji? De facto nic. Podczas najsłabszej, czwartkowej sesji w minionym tygodniu WIG20 mocno otarł się o ważne techniczne wsparcia, a spadki objęły niemal cały rynek. W szerszej perspektywie, trwający od miesiąca trend boczny wokół poziomu ok. 1600 pkt, w dalszym ciągu nie został zanegowany.
Ostatnim czynnikiem jest poziom wycen, przynajmniej w USA. Z uwagi na spadek prognoz zysków w kolejnych kwartałach, wyceny na giełdzie amerykańskiej zbliżają się do historycznych rekordów, silnie odcinając się od realnej gospodarki. Co więcej, uwaga inwestorów skupiona jest bardziej na zaostrzeniu relacji na linii USA–Chiny, co w dużej mierze jest pokłosiem, pomijając obecną sytuację, trwającej kampanii wyborczej. Powstaje pytanie, czy rynki całkowicie zignorują rok 2020 i będą już grać pod możliwe odbicie (które biorąc pod uwagę niską bazę z 2020 r., może być spektakularne) danych w 2021 r.? Scenariusz jest co prawda trudny do zignorowania, ale wydaje mi się zbyt prosty. Ostatnie sesje pokazały wahania inwestorów, a jakiekolwiek dane o odwróceniu dynamiki wychodzenia z pandemii mogą jeszcze w tym roku sporo namieszać. ¶