I chociaż słychać narzekania na to, że jest to dzieło dosłownie garstki gigantów – których kapitalizacja faktycznie w niektórych przynajmniej przypadkach osiąga astronomiczne poziomy – to jednak nawet na rodzimym rynku mamy oznaki hossy.
Najlepiej na warszawskiej giełdzie radzą sobie małe spółki. Indeks sWIG80 we wtorek–środę wspiął się najwyżej od ponad roku, co oznacza, że straty z „koronakrachu" zostały z nawiązką odrobione. Do ciekawostek zaliczyć można niespotykany, rekordowy rajd indeksu rynku NewConnect, który z marcowego historycznego minimum (!) wystrzelił o prawie... 140 proc.
Do czynników wspierających zwyżkę na giełdach zalicza się powszechnie takie czynniki, jak niespotykana aktywność inwestorów indywidualnych (w tym świeżo upieczonych), olbrzymia stymulacja fiskalna i monetarna na świecie ze Stanami Zjednoczonymi na czele czy też pewne oznaki poprawy w gospodarkach.
Jeśli chodzi o stymulację, uwagę zwraca fakt, że w ostatnich dwóch tygodniach suma bilansowa Rezerwy Federalnej, która wcześniej gwałtownie rosła, nagle...zmalała. Nie postrzegamy tego jednak jako sygnału wyłączenia programu QE (luzowania ilościowego).
Skurczenie się bilansu to efekt wygasania operacji repo i mniejszego popytu na swapy walutowe, co z kolei jest raczej oznaką stabilizacji sytuacji. Natomiast QE, czyli skup obligacji przez bank centralny, postępuje, choć – trzeba przyznać – w wolniejszym tempie.