W ostatnim czasie rynki obiegła informacja, że kapitalizacja Tesli przekroczyła kapitalizację Toyoty i tym samym została ona pod tym względem największą spółką produkująca samochody. Warto w tym miejscu zaznaczyć, że w 2019 r. Tesla sprzedała niespełna 370 tys. samochodów, a Toyota 10,7 mln.
Czy podobnej rewolucji można oczekiwać na rynku samochodów ciężarowych? Elektryfikacja ciężarówek ma niestety pewne wady. Zaliczyć do nich należy przede wszystkim długi czas ładowania baterii liczony w godzinach, a nie minutach, jak ma to miejsce w przypadku tankowania stosowanych obecnie silników Diesla. Również zasięg oraz ładowność ciężarówki elektrycznej będą mniejsze niż w przypadku tradycyjnego napędu. Problemem jest też wyższa waga pojazdu elektrycznego, ze względu na ciężką baterię.
Czy więc silniki wysokoprężne pozostaną bezkonkurencyjne? Niekoniecznie, bo rozwiązaniem problemu długiego czasu ładowania oraz krótkiego zasięgu może się okazać technologia wodorowa. Tankowanie wodoru zajmuje podobną ilość czasu co oleju napędowego i pozwala na przejechanie podobnej trasy.
Ciężarówki napędzane wodorem ma w swojej ofercie Nikola – spółka, która zadebiutowała na rynku na początku czerwca i została przyjęta przez inwestorów z entuzjazmem. Otrzymała już zamówienia na blisko 15 tys. ciężarówek wodorowych, które mają trafić do klientów w 2023 r. Dzisiaj wyceniana jest na ponad 20 mld dol., a to niemało, biorąc pod uwagę, że jej główny produkt ma trafić na rynek dopiero za trzy lata. Nie brakuje jednak głosów sceptycznie nastawionych do Nikoli i twierdzących, że może ona nie być w stanie dostarczyć ani jednej ciężarówki.
Nikola nie jest jedyną spółką rozwijającą technologię wodorową w samochodach ciężarowych. Doświadczeni gracze na tym rynku również poszli tą ścieżką. Pierwsze ciężarówki wodorowe trafiły już do klientów Scanii, a Daimler i Volvo postanowiły połączyć siły w rozwoju tej technologii.