Mimo zmienności i narastającego napięcia trudno mówić na razie o jakiejkolwiek poważnej zmianie na rynku amerykańskim. Wprawdzie w ciągu ostatnich tygodni wypadał on wyraźnie gorzej niż wiele rynków wschodzących, w tym chiński, ale w naszej ocenie nowe mutacje covidu kwestionują dużą część argumentacji, która stała od listopada za przełomem w relatywnej sile poszczególnych giełd i sektorów. Niemożliwe jest określenie, czy i gdzie pojawi się nowy szczep, który mógłby poważniej zachwiać globalną gospodarką, ale gdyby taka sytuacja miała miejsce, moglibyśmy spodziewać się umocnienia dolara wraz ze wszystkimi konsekwencjami, które się z tym wiążą.
Z ostatnich wydarzeń w Nowym Jorku, związanych z aktywnością inwestorów indywidualnych, każdy może wyciągnąć własne wnioski. Przede wszystkim jest to zapewne kolejny cios w reputację funduszy hedgingowych i poważny znak zapytania o ich wartość jako klasy aktywów, ale łatwość tworzenia się baniek o wartości miliardów dolarów nie może nie skłaniać do refleksji na temat tego, z jaką zmiennością możemy mieć do czynienia, gdyby nowi uczestnicy rynku wpadli w panikę. Wartość transakcyjna Redditowych mądrości z perspektywy inwestora indywidualnego szybko stanie się bardzo ograniczona – WallStreetBets już zamienia się w siedlisko botów, a uwaga użytkowników rozprasza się na dziesiątki spółek i ciężko ją będzie ponownie skupić w porównywalny sposób. Jeżeli się to ponownie uda, wydaje nam się, że największą szansę ma na to srebro.
Z jego pierwszego „wystrzału" wyszło na razie niewiele, we wtorek pojawia się szansa na to, że weekendowa luka zostanie zamknięta. Rynek nadaje się jednak idealnie do tego, by paść ofiarą short squeeze. Poza spekulantami istnieje na nim realny popyt. Okoliczności w postaci nowych regulacji, podatność na wahania kontraktów związane z możliwością żądania realnej dostawy, dość niska z perspektywy historycznej cena, rosnąca rola w przemyśle – to wszystko argumenty za tym, że różnica jakościowa w postaci nagłego wzrostu zainteresowania inwestorów indywidualnych mogłaby wywołać potężny ruch na wartym „małych" kilkadziesiąt miliardów dolarów rynku. W odróżnieniu od większości spółek, które trafiły w ostatnim czasie na nagłówki gazet, istnieje też realna szansa, że znajdą się instytucje, które postanowią wesprzeć ewentualną hossę własnymi środkami – po drugiej stronie rynku może znaleźć się chociażby Citadel. Nie wiadomo oczywiście, jak o kruszcu zechce się wypowiedzieć Elon Musk, którego słabość do manipulacji rynkami, na które ma coraz większy wpływ, zaczyna powodować co najmniej uniesienie brwi. ¶