W tym momencie wierzymy jednak, że poziom z końca lutego należy widzieć jako okazję inwestycyjną – niezależnie od perspektywy silnego wzrostu inflacji, wyceniane wówczas chwilowo cztery podwyżki (100 pkt baz.) stóp procentowych w latach 2022–2024 widzimy jako scenariusz nadmiernie optymistyczny. Przede wszystkim, nawet gdyby wzrost w USA okazał się w tym roku jeszcze wyższy od oczekiwań (6–7 proc.), otwarte pozostaje pytanie, czego należy się spodziewać po wygaśnięciu impulsu fiskalnego, w jakim tempie do pełnego zatrudnienia będzie wracał rynek pracy itd. Przewidywanie obecnie, że temat covidu zostanie zamknięty do jesieni też wydaje się obarczone dużym ryzykiem błędu – w Nowym Jorku rozprzestrzenia się właśnie nowa odmiana (B.1.526), bardziej odporna na istniejące szczepionki, a tempo powstawania kolejnych szczepów wydaje się wyższe niż sugerowane przez naukowców w końcówce ubiegłego roku.

To wszystko wydaje nam się jednak drugorzędne wobec faktu, że gospodarki amerykańskiej nie stać na szybkie podwyżki stóp i Fed zdaje sobie zapewne z tego sprawę. Wprawdzie ubiegłotygodniowe przesłuchania J. Powella przed Kongresem pozostawiły niedosyt, ale zrzucamy to na karby tempa przeceny obligacji skarbowych, która mogła zaskoczyć prezesa i FOMC. Widząc reakcję rynkową, nie wykluczamy, że nawet w tym tygodniu retoryka członków Komitetu zacznie ewoluować w taki sposób, by powstrzymać dalszy ruch rentowności w górę – istotne tu może być szczególnie czwartkowe wystąpienie Powella w „Wall Street Journal".

Arytmetyka jest nieubłagana – podwyżka stóp o 100 pkt baz. to przy poziomach zadłużenia na koniec tego roku niemal 3,5 proc. PKB wydawanego rocznie na koszt obsługi długu. Konsekwencje zacieśnienia polityki monetarnej będą tym razem znacznie poważniejsze niż w ostatnich latach, gdy relacja długu do PKB lekko przekraczała 100 proc. Obecnie będzie to ponad 130 proc. Zbyt mocne byłoby twierdzenie, że historyczne analogie i implikowanie wzrostu stóp z dynamiki cen surowców (ostatnio modne stało się pokazywanie, że ceny miedzi sugerują rentowność w okolicach 3 proc.) można wyrzucić do kosza, ale przywiązywanie do nich większej wagi okaże się naszym zdaniem błędem.

W przejaskrawiony sposób nową rzeczywistość widzimy w Polsce – konia z rzędem temu, kto dziesięć lat temu zakładał, że przy inflacji powyżej celu możemy mieć nad Wisłą niemal zerowe stopy procentowe. ¶