Z uwagi na efekt niskiej bazy, po kilku miesiącach przeważyła narracja, zgodnie z którą wysokie odczyty inflacji są zjawiskiem tymczasowym i nie powinny być przedmiotem szerzej zakrojonych rynkowych rozważań. Od kilku miesięcy istotnie obawy związane z inflacją, a właściwie z reakcją banków centralnych na podwyższone wartości tego wskaźnika, wyraźnie zmalały. Rentowności amerykańskich obligacji 10-letnich spadły z poziomów 1,7 proc. do 1,35 proc. obecnie (przejściowo nawet 1,2 proc.). Nieco inaczej wygląda sytuacja z krajowymi 10-latkami, gdzie po spadku rentowności z poziomów bliskim 2 proc. do 1,5 proc., nastąpił w ostatnich tygodniach powrót do wzrostów, obecnie do poziomu 1,8 proc.

Kontynuacja utrzymywania się wskaźnika inflacji na obecnych poziomach, w tym lipcowe odczyty na poziomie 5,4 proc. w USA, oraz 5 proc. w Polsce wydają się nieco przeczyć tezie o tymczasowości wysokich poziomów tego wskaźnika. Biorąc pod uwagę tegoroczne wzrosty cen w niektórych sektorach gospodarki, jak w budownictwie, można odnieść wrażenie, że decydenci, przynajmniej chwilowo, poświęcają kontrolę nad cenami na rzecz utrzymania wysokiego wzrostu gospodarczego. Sytuacja ta ma miejsce zarówno w Polsce, jak i w Stanach Zjednoczonych, gdzie coraz szerzej pojawiają się głosy, że jakakolwiek walka ze wzrostem cen oznaczałaby stłamszenie wzrostu gospodarczego, który w dalszym ciągu, biorąc pod uwagę pandemię, ma dość kruche fundamenty. Być może teza o tymczasowości inflacji jest słuszna, chociaż trudno nie odnieść wrażenia, że gdzieś po drodze przekroczyliśmy już punkt bez powrotu.

Aby nieco lepiej zobrazować dzisiejsze poziomy stóp procentowych do tego, co mówią reguły klasycznej ekonomii, sięgnijmy do podstaw i przypomnijmy sobie starą, sprawdzającą się przez wiele lat regułę Taylora, wyznaczającą docelowy poziom krótkoterminowych stóp procentowych wyznaczany przez Fed, aby gospodarka osiągnęła stan równowagi. Wyznaczana jest ona na podstawie różnic pomiędzy docelowym a obecnym poziomem inflacji oraz potencjalnym i obecnym poziomem wzrostu gospodarczego, uwzględniając również realny (neutralny) poziom stóp procentowych. Wpisując do równania odpowiednie dane (średnie poziomy inflacji z ostatnich czterech kwartałów, cel inflacyjny Fedu oraz ostatnie statystyki odnośnie do wzrostu PKB w USA), oczekiwany poziom krótkoterminowej stopy procentowej powinien wynosić obecnie około 5 proc. Co więcej, nawet jeśli inflacja spadnie na koniec roku poniżej 2 proc. (co jest wynikiem dużo poniżej obecnych prognoz), referencyjna stopa procentowa Fedu powinna wynosić ok. 3 proc.

Powyższe kalkulacje są w obecnym otoczeniu gospodarczym dość teoretycznym rozważaniem, ale pamiętajmy, że przez kilkadziesiąt lat poziom stop procentowych był dość zbieżny z poziomem wyznaczanym przez opisane powyżej równanie. Daje to tylko pojęcie, jak dalece obecna polityka pieniężna odbiega od klasycznych praw ekonomii. Albo więc przyjmiemy, że stare prawa ekonomii przestały funkcjonować (co nie jest do końca pozbawionym logiki wnioskiem), albo też niekontrolowany wzrost cen, którego nikt z powodów politycznych nie odważy się stłamsić.