Jak jednak dowodzi nawet poniedziałkowa sesja, jej wpływ na rynek może być w średnim terminie niejednoznaczny. Nasdaq potrzebował zaledwie jednego dnia, by wymazać większość strat, a choć można się spodziewać, że dno na wielu rynkach zostanie pogłębione, z perspektywy całego S&P 500 efekt może być nawet dodatni.

Trudno nam pisać o giełdzie amerykańskiej w bardzo optymistycznym tonie, bo tak naprawdę od początku kwartału wydaje nam się ona nieatrakcyjnie wyceniona i zapewne zasługuje na korektę, natomiast ciężko ją będzie wiązać z nowym szczepem koronawirusa. W drugiej połowie listopada widać było symptomy łagodzenia gorączki nastrojów na najdroższej wskaźnikowo części rynku, wywołane m.in. sprzedażą akcji Tesli przez Elona Muska i rosnącymi oczekiwaniami na przyspieszenie taperingu w grudniu oraz na nawet trzy podwyżki stóp w USA w przyszłym roku. Efekt ten całkowicie wyhamował, na co mają wpływ m.in. gwałtowne wzrosty notowań Moderny, według Goldmana Sachsa trzeciej najchętniej sprzedawanej na krótko spółki świata.

Wystarczyła jedna gorsza sesja i J. Powell zaczyna mówić o ryzyku dla przyszłorocznego zatrudnienia oraz aktywności gospodarczej, na co błyskawicznie zareagowały rynki obligacji i walut – kurs EUR/USD mocno odbił się od dna, a rentowności amerykańskich obligacji dwuletnich wymazały całe wzrosty z tego miesiąca. Powrót cen ropy do poziomów z września osłabia obawy o niekontrolowany wzrost inflacji, szczególnie że czynniki pogodowe mocno różnicują w ostatnich dniach zachowanie amerykańskiego i europejskiego rynku gazu. W UE obawy o wydłużenie/wzmocnienie obecnej fali covidu czynią rynek dodatkowo znacznie bardziej wrażliwym.

Wszystko to ogranicza krótkoterminowo nadzieje na przełamanie widocznej w tym kwartale relatywnej słabości rynków europejskich na tle USA. Dotyczy to, przynajmniej chwilowo, także Polski, która choć mocno już wyprzedana, boryka się z problemem niebezpiecznego przebiegu obecnej fali zakażeń. Obawiamy się także, że symptomatyczna była stonowana reakcja banków na wczorajszą kolejną silną niespodziankę inflacyjną (wzrost CPI w listopadzie do 7,7 proc. r./r.) – w obliczu coraz wyraźniejszej skłonności RPP do ograniczonej tylko normalizacji polityki pieniężnej dalszy wzrost stópstaje pod znakiem zapytania, nawet gdyby bardzo wysoka dynamika cen utrzymywała się pomimo rządowej „tarczy antyinflacyjnej". ¶