W czwartkowe popołudnie za jednego bitcoina płacono 38 000 USD. To o 41 proc. mniej niż dwa miesiące temu, gdy kryptowaluta ustanawiała historyczny rekord cenowy 64 800 USD. Od kilku tygodniu notowania tkwią w konsolidacji między 30 000 i 40 000 USD. Fani bitcoina czekają na impuls, który przywróci rynek byka, a antyfani na gwóźdź do jego trumny. W tym tygodniu więcej powodów do radości mają ci pierwsi. Wszystko dzięki małemu krajowi z Ameryki Środkowej.
Historia z Salwadoru
Mowa o liczącym 6,4 mln obywateli Salwadorze. Jego prezydent – Nayib Bukele – zapowiedział tydzień temu, podczas konferencji „Bitcoin 2021" w Miami, że uczyni bitcoina oficjalną walutą jego kraju. Jak powiedział, tak zrobił. W środę salwadorski kongres przegłosował tę propozycję – za było 62 z 84 głosujących. W ciągu 90 dni nowe prawo ma wejść w życie. To niewątpliwie historyczny moment. Wprawdzie w Japonii bitcoin od kilku lat jest legalnym środkiem płatniczym, ale walutą narodową wciąż pozostał jen. Tymczasem w Salwadorze to bitcoin będzie głównym środkiem płatniczym i walutą narodową. Będzie funkcjonował obok dolara amerykańskiego, który nieoficjalnie pełnił te rolę dotychczas.
W przegłosowanym w środę projekcie ustawy znalazły się ważne zapisy dotyczące funkcjonowania kryptowaluty. Mowa m.in. o braku podatku od zysków kapitałowych z bitcoina, o możliwości płacenia podatków w bitcoinie, a także o obowiązku akceptowania kryptowaluty przez wszystkie firmy działające w kraju. Rząd zapowiedział też stworzenie infrastruktury, dzięki której obywatele będą mogli używać kryptowaluty. Mowa m.in. o portfelu mobilnym oraz aplikacji do konwertowania bitcoina na dolary, w których opracowaniu ma pomóc firma Strike.
Bukele dołączył do grona popularnych entuzjastów bitcoina, takich jak Elon Musk czy Michael Saylor. Zasadnicza różnica jest taka, że nie reprezentuje on biznesu, a politykę. To nowość. W mediach słychać zarzuty, że to ruch czysto populistyczny, ale nie brakuje też głosów, że bitcoin wcale taki zły dla Salwadoru być nie musi. 70 proc. ludności tego kraju nie ma konta bankowego. Obrót jest więc w dużej mierze gotówkowy, a przesyłanie pieniędzy wymaga kosztownego i czasochłonnego pośrednictwa. Jak wiemy – bitcoin został stworzony, by właśnie takim problemom zaradzić. W tym kontekście mały kraj z Ameryki Środkowej może stać się swoistym środowiskiem testowym, a my zobaczymy, czy idea Satoshiego Nakamoto sprawdzi się w praktyce. Skoro banki nie chciały włączyć Salwadorczyków do swojego systemu, może zrobi to bitcoin.