Głównym pytaniem, które teraz się nasuwa jest to, czy Jarosław Kaczyński rzeczywiście zamierza iść na nowe wybory, czego wczoraj nie wykluczył, a dzisiejsza prasa zaczęła już spekulować o możliwych terminach w końcu września b.r., czy ma w zanadrzu inny plan zakładający znalezienie nowej sejmowej większości i utrzymanie obecnego rządu.Szanse realizacji tego drugiego scenariusza mogłaby przybliżyć decyzja klubu Samoobrony o pozostaniu w koalicji wbrew woli Andrzeja Leppera, którą to decyzję być może poznamy jeszcze dzisiaj wieczorem (ranne obrady na razie niczego nie przyniosły). Niewątpliwie dla rynku taki rozwój wypadków byłby lepszy, niezależnie od tego jaką większość udałoby się stworzyć, choć jedno jest pewne - cechowała by ją większa "dyscyplina". Wtedy udałoby się też zrealizować zapowiadaną przez premiera Kaczyńskiego priorytetową reformę finansów publicznych, nad która niestety została dzisiaj zdjęta z porządku obrad Sejmu i do debaty nad nią posłowie powrócą najwcześniej na jesieni. Politycy zdają sobie jednak sprawę, iż formowanie nowych politycznych "układów" to rzecz trudna i na pewno czasochłonna - także tak naprawdę czeka nas kilka tygodni pewnego zawieszenia, w którym to okresie rynki będą starały się wrócić do swojego rytmu, któremu takt wybijają wydarzenia makroekonomiczne, a nie polityka. Wątpliwe jest jednak, aby to się w pełni udało - inwestorzy będą zdawać sobie sprawę z czekającego ich "gorącego" września, który rozstrzygnie czy będziemy mieć "nową-starą koalicję", czy przedterminowe wybory. Istotnie, ci komentatorzy, dla których sprawa tzw. rozwiązania przy urnie wydaje się być niegroźna mają trochę racji, ale nie za wiele. Faktycznie oba ugrupowania - PO i PiS, które są liderami sondaży dały się poznać od prorynkowej strony, a aktywność populistów została zmarginalizowana. Jednak każda kampania wyborcza ma to do tego, że pod stół spycha się niewygodne kwestie, a eksponuje tylko te, które nieraz mają wiele wspólnego z typowym rozdawnictwem. Tym samym kwestia dokończenia niepopularnych społecznie reform finansów publicznych opóźni się o kilka miesięcy i być może będzie to o kilka za dużo, biorąc pod uwagę to, że szczyt gospodarczej koniunktury możemy mieć już za sobą.
Wczoraj wieczorem złoty zareagował na informacje z polityki osłabieniem do 3,7750 zł za euro i 2,7730 zł za dolara. Później jednak emocje pomału opadały, do czego przyczyniły się także ranne wypowiedzi członków Rady Polityki Pieniężnej, których zdaniem zmiany w polityce nie powinny zaszkodzić złotemu. Istotnie, jeżeli spojrzymy na czynniki makroekonomiczne i nastroje na rynkach bazowych to ta teza wydaje się być słuszna. W krótkim terminie należy jednak pamiętać o tym, że rynki nie lubią niepewności i złoty może jeszcze nieco stracić na wartości. Tym samym wydaje się, że obecne poziomy, czyli 3,7650 zł w przypadku EUR/PLN i 2,7550-2,76 zł względem USD/PLN mogą być korzystne do krótkoterminowych zakupów walut za złotówki. Jako poziomy docelowe dla spodziewanego ruchu można wyznaczyć w perspektywie najbliższych dni odpowiednio 3,80 zł i 2,79-2,80 zł. Pomóc w tym może ewentualne umocnienie się dolara na rynkach światowych, co pogorszyłoby nastroje wokół rynków wschodzących. Pamiętajmy, że dzisiaj wieczorem spodziewane jest wystąpienie szefa FED o którym wspominałem we wczorajszym komentarzu. Ben Bernanke będzie omawiał dosyć istotne zagadnienie, jakim są perspektywy zachowania się inflacji. Tym samym wagę jego słów można będzie porównać tylko do komunikatu po zakończeniu posiedzeń FOMC. Przypomnijmy, iż ostatnio (28 czerwca b.r.) członkowie tego gremium zdecydowali się na pewną modyfikację języka opisującego presję inflacyjną. Nie pojawiło się sformułowanie o rosnącej bazowej inflacji konsumenckiej, które zastąpiono zwrotem, że "utrzymująca się umiarkowana presja inflacyjna, powinna być przekonywująco ukazana". Niewątpliwie inwestorzy będą oczekiwać dzisiaj bardziej szczegółowych wyjaśnień właśnie tego zwrotu. Zdaniem niektórych ekonomistów obserwowane ożywienie gospodarki, która ma szanse w najbliższych kwartałach odbić się ze swojego dołka, może doprowadzić do wzrostu presji cenowej. Jeżeli szef FED pójdzie w swoich słowach w podobnym kierunku, to będzie można spodziewać się nasilenia spekulacji odnośnie możliwości zaostrzenia polityki pieniężnej w perspektywie kolejnych kwartałów, co w krótkim okresie pomogłoby dolarowi, a zaszkodziło giełdom. Należy sobie jednak zdawać sprawę z tego, że rzeczywiste szanse na podniesienie stóp procentowych w ciągu 12 miesięcy są niewielkie, za czym przemawia wciąż niepewna sytuacja w sektorze nieruchomości. Tym samym tak jak pisałem wczoraj, najbliższe tygodnie i miesiące, co najwyżej będą upływać pod znakiem spekulacji i domysłów.
Analiza techniczna EUR/USD i GBP/USD nie wyklucza w najbliższym czasie korekcyjnego umocnienia się dolara. O godz. 10:42 kursy wynosiły odpowiednio 1,3645 i 2,0165. Wczoraj pisałem, że dobrym poziomem do sprzedaży byłyby okolice 1,3670-80 dla euro i 2,0170-90 dla funta i ta strategia nadal pozostaje aktualna. Ewentualne spadki mogłyby zaprowadzić notowania EUR/USD w okolice 1,3550, a GBP/USD 2,0070. Dzisiaj poza wspomnianym wcześniej wystąpieniem Bena Bernanke o godz. 19:00 rynki nie otrzymają szczególnie istotnych informacji.
Sporządził:
Marek Rogalski